wtorek, 25 sierpnia 2015

A może jednak (nie) Linux?

Na początek powinienem chyba wyjaśnić, dlaczego tak uparcie powracam do Linuksa, pomimo tylu negatywnych doświadczeń.

Nie chodzi tylko o to, że Windows to system komercyjny i trzeba za niego zapłacić, chociaż cena też gra rolę: nikt nie da kilkuset złotych za system do komputera kupionego za kilkadziesiąt, albo otrzymanego za darmo. Problem również w tym, że dostęp do starszych wersji systemu jest utrudniony z powodu ograniczeń nałożonych przez Microsoft oraz działań nieuczciwych sprzedawców używanych komputerów, którzy próbują „oddzielać” system na licencji OEM od sprzętu na którym został zainstalowany i sprzedawać te komponenty osobno (według zasad ustalonych przez Microsoft jest to nielegalne). Nowe wersje systemów Microsoftu na starym sprzęcie po prostu „nie pójdą”, zaś „kombinacje” polegające na tym, że trzeba zakupić odpowiednio wysoką wersję najnowszego systemu żeby móc „legalnie” używać starszej wersji, przypominają jako żywo praktyki z czasów PRL‑u: „dopuszcza się możliwość zakupu za mięso wódki...”. Wreszcie te dążenia Microsoftu do uzależnienia od siebie użytkowników i sprawowania kontroli nad ich komputerami poprzez systemy rejestracji, wymuszanie aktualizacji, dyktowanie co wolno, a czego nie wolno itp. System licencjonowania produktów tej firmy jest tak zmienny i skomplikowany, że nawet partnerzy handlowi potrafią się gubić, zwłaszcza jeśli w grę zaczyna wchodzić wirtualizacja czy licencje dostępowe do systemów serwerowych.
A gdyby tak dało się zdecydowanie odciąć od „towarzystwa” z Redmond i zainstalować jakiś system operacyjny który byłby łatwo dostępny, darmowy (bądź niedrogi) i nieobarczony ograniczeniami dotyczącymi sposobu użytkowania, reinstalacji, odsprzedaży czy przekazania komuś innemu, bez systemu rejestracji czy innych metod uzyskiwania informacji o użytkowniku?

Ale nie tylko to. W przypadku starszych systemów Microsoftu, takich jak Windows 98 (XP jest jeszcze „w porządku”), pomimo dostępu do ogromnej bazy aplikacji użytkowych na wszelkie okazje, niektórych rzeczy po prostu nie da się zrobić. Za część tych ograniczeń odpowiedzialny jest sprzęt i nie pozostaje nic innego, jak się z tym pogodzić. Za inne jednak odpowiada oprogramowanie, szczególnie jeśli w grę zaczyna wchodzić Internet. Coraz więcej serwisów webowych przestaje prawidłowo działać, gdyż pod Windows 98 nie są prawidłowo interpretowane wykorzystywane w nich skrypty.

Wszystko to skłania do poszukiwania systemu alternatywnego. No dobrze, ale to musiałby być system operacyjny „z prawdziwego zdarzenia”, możliwy do opanowania przez „zwykłego” użytkownika, oferujący środowisko graficzne (na konsolę tekstową użytkownik Windows się nie „przestawi”) i dostęp do dużej liczby programów aplikacyjnych obejmujących większość dziedzin zastosowań komputera osobistego. Nie jestem skłonny do ograniczania funkcjonalności mojego systemu komputerowego, czy dużych wyrzeczeń jeśli chodzi o wygodę obsługi. Ponadto dla mnie ideałem byłoby, żeby system ten pozwalał uruchamiać programy dla Windows, gdyż w ciągu wielu lat korzystania z komputera zdołałem zgromadzić pokaźną bibliotekę takich programów praktycznie zaspokajającą większość moich potrzeb. Wreszcie, system musiałby radzić sobie z obsługą leciwego i stosunkowo mało wydajnego sprzętu, w końcu piszę przecież blog o starych komputerach.

Takim systemem miał być ReactOS, ale ten projekt praktycznie się nie rozwija, a w obecnym stadium system nie nadaje się do normalnej pracy nawet dla użytkownika „domowego”. W ten sposób jedyną alternatywą wydaje się Linux, pomimo braku kompatybilności z Windows (projektu Wine nie biorę pod uwagę, na słabszym sprzęcie to „porażka”), skomplikowanej instalacji (chociaż już nie zawsze) i obsługi (a tu już zależy o co chodzi: pulpit jaki jest, każdy widzi, ale spróbujmy coś choć trochę mniej „standardowego” zrobić) i uboższej oferty oprogramowania (choć są i „perełki” na tyle dobre, że ze świata Linuksa trafiły do Windows, jak choćby OpenOffice czy GIMP, żeby daleko nie szukać). Gdyby jeszcze nie te problemy z obsługą sprzętu...

Bezpośrednim bodźcem do tego, by dać Linuksowi jeszcze jedną szansę stał się komentarz Jerzego do wpisu „Dlaczego nie Linux”, zamieszczony 3 marca tego roku (chodzi o komentarz do pierwszej publikacji, zamieszczony 9 marca 2014 roku). Jerzy pisze, że korzysta z systemów Puppy Linux Slacko i Precise. Wprawdzie próbowałem już na moim notebooku „szczeniaczków” Slacko i Wary z negatywnym wynikiem (system wprawdzie działał, ale nie wykrył żadnego z moich urządzeń sieciowych, a co jest wart Linux bez dostępu do Internetu?), ale pomyślałem sobie: a może jednak wybrałem niewłaściwą dystrybucję? Po analizie zdecydowałem się spróbować jeszcze raz z systemem Puppy Linux Precise 5.7.1 Retro, który według dokumentacji ma pracować na komputerach z pamięcią poniżej 256 MB (mój notebook ma 192 MB RAM bez możliwości rozszerzenia) i zapewniać obsługę starszego sprzętu.

1. Uruchamiam dystrybucję „live”

Teoretycznie uruchomienie dystrybucji „live” jest proste: pobieramy obraz ISO stąd, nagrywamy na płytę CD i uruchamiamy komputer z przygotowanej płyty. No tak: ale moja Toshiba nie jest wyposażona w napęd CD!

No to inaczej: z przygotowanej płyty CD mogę uruchomić system na jakimś innym komputerze, zrobić startowy pendrive (Puppy ma program BootFlash do przygotowywania takich instalacji), uruchomić system z tak przygotowanego nośnika i... nie gotowe. Bios mojego komputera nie ma funkcji uruchamiania systemu z pamięci USB. Zainstalowałem wprawdzie Plop Boot Manager, który ma rozwiązywać ten problem, ale tu przykra niespodzianka: jakkolwiek bym przygotowywał system przy pomocy instalatora Puppy Precise (a jest kilka opcji do wyboru), system nie startuje (a Slacko się uruchamiał). Rozwiązaniem okazało się przygotowanie nośnika startowego programem Rufus dla Windows.

Uruchomiłem zatem „szczeniaczka” z pamięci USB i bingo! Został wykryty mój adapter WiFi w slocie PC Card. To już była zapowiedź sukcesu. Kiedy jeszcze okazało się, że za pomocą aplikacji Frisbee udało mi się skonfigurować połączenie sieciowe i połączyć z domową siecią komputerową (udostępniane połączenie na komputerze stacjonarnym z Windows XP), poczułem się prawie „w domu”. W końcu miałem działającego Linuksa z dostępem do Internetu.

Po uruchomieniu przeglądarki internetowej (Puppy Precise zawiera standardowo dwie: SeaMonkey 2.19 i Opera 12.16) entuzjazm jednak gwałtownie opadł: wystarczyło otworzyć trzy karty w przeglądarce, żeby cały system „zatkał” się tak dokumentnie, że nic się nie dało zrobić i jedynym wyjściem okazał się reset komputera.

Tak więc Puppy Precise uruchomiony z „live pendrive” wykazał swój potencjał, ale do normalnej pracy na moim sprzęcie się nie nadawał. Złożyłem to na karb niskiej wydajności portu USB w moim komputerze (standardowo jest tylko jeden port USB 1.1) i postanowiłem sprawdzić, jak system będzie się zachowywał po instalacji na twardym dysku.

2. Z twardym dyskiem nie tak prosto

Instalacja Puppy Linux na twardym dysku okazała się nie taka prosta, a to dlatego, że chciałem zachować system Windows 98. Podejrzewałem (jak się później okazało – słusznie), że Linux nie spełni do końca moich wymagań i będę chciał wrócić do starego, wypróbowanego systemu. Jednak mój twardy dysk w notebooku o pojemności jedynie 6 GB okazał się zbyt mały, aby pomieścić dwa systemy.

W pierwszej kolejności musiałem zatem kupić odpowiedni dysk twardy. Tu kilka uwag dla tych, którzy również będą zmuszeni pójść tą drogą. Po pierwsze, jeśli kupujemy dysk do starego komputera, to prawie na pewno będzie to urządzenie z interfejsem ATA, a nie SATA (cokolwiek by to nie znaczyło). Po drugie, jeżeli oryginalny dysk miał małą pojemność, tak jak moje 6 GB, to bezpieczniej będzie, jeśli pojemność „nowego” nie będzie przekraczała 40 GB, a to dlatego, że BIOS komputera może sobie nie poradzić z obsługą dużych dysków. Piszę „nowego” w cudzysłowie, bo naprawdę nowego dysku ATA o niewielkiej pojemności raczej już nie dostaniemy, będzie to zatem zakup sprzętu używanego „z drugiej ręki”. Tak więc, po trzecie, postarajmy się kupić u sprzedawcy, który da jakąś gwarancję i pozwoli zwrócić dysk w przypadku stwierdzenia niesprawności. Mnie udało się nabyć dysk Fujitsu o pojemności 30 GB za cenę poniżej 20 zł. Uznałem, że tyle mogę poświęcić na potrzeby eksperymentu.

Teraz trzeba było przenieść system Windows 98 ze starego dysku na nowy. W przypadku komputera stacjonarnego sprawa jest prosta. Podłączamy nowy dysk jako drugi i przy pomocy specjalnego oprogramowania przenosimy dane. Jednak notebooki na ogół nie pozwalają na podłączenie drugiego dysku. W takim przypadku przydaje się mały gadżet – kabelek pozwalający na podłączenie typowego dysku twardego do interfejsu USB.


Kabel taki jak na zdjęciu można zdobyć za kwotę poniżej 10 zł. Wystarcza aby podłączyć do portu USB 2.0 (USB 1.1 ma zbyt małą wydajność prądową) dysk ATA 2,5”, taki jak do laptopa. Jeśli chcielibyśmy podłączyć dysk 3,5”, to musimy mieć dodatkowy zasilacz. Można kupić kabel serwisowy z zasilaczem, ale kosztuje sporo drożej. Można również wykorzystać zasilacz wymontowany ze starego komputera. Nie będzie wprawdzie tak elegancko, ale równie skutecznie.

Teraz trzeba wymontować dysk twardy z laptopa. W większości takich komputerów dysk twardy jest dostępny po odkręceniu niewielkiej klapki na spodzie urządzenia, jednak w Toshibie 3440CT należy zdjąć podpórkę pod nadgarstki przy klawiaturze. Gdyby ktoś miał właśnie taki komputer, to tutaj jest instrukcja serwisowa.

Dalsza procedura jest następująca: podłączamy dysk z notebooka do innego komputera za pomocą naszego kabelka USB, robimy kopię zapasową (backup) dysku za pomocą odpowiedniego oprogramowania, podłączamy nowy dysk i odtwarzamy naszą kopię. Ważne, żeby użyty program kopiował całą strukturę dysku, wraz z tablicą partycji i sektorem startowym. Ja użyłem aplikacji Paragon Drive Backup dla Windows. Posługiwałem się wersją komercyjną rozprowadzaną z czasopismem Komputer Świat Ekspert, ale do tego celu wystarczy Paragon Drive Backup 9.0 Free Edition, dostępny tutaj.

Teraz uruchamiamy jakiś dobry program do zarządzania partycjami dyskowymi. Proponuję użyć Paragon Partition Manager 2013 Free Edition, dostępnego tutaj. Po uruchomieniu programu powinniśmy zobaczyć na dysku USB partycję (partycje) z systemem Windows. U mnie były to dwie partycje, gdyż założyłem oddzielną na plik wymiany, jak to opisywałem wcześniej przy instalacji Windows 98. Przed założeniem partycji dla Linuksa postanowiłem powiększyć trochę przestrzeń dla systemu Windows. Wymagało to przesunięcia partycji na plik wymiany i powiększenia partycji systemowej. Paragon Partition Manager „potrafi” wykonać takie operacje bez utraty danych. Następnie założyłem dwie partycje dla Linuksa: z systemem plików ext3 o rozmiarze około 17 GB (dla Puppy Linux to sporo) i linux-swap (partycja wymiany) 512 MB.

Montujemy nowy dysk w notebooku i uruchamiamy system. Jeśli wszystko zrobiliśmy poprawnie, system Windows powinien wystartować bez problemu. Jeśli był zainstalowany jakiś niestandardowy boot manager (tak jak u mnie: Plop Boot Manager), to powinien zostać zachowany. U mnie wszystko było w porządku. Dopiero teraz mogłem przystąpić do instalacji Linuksa.

3. Instalacja Puppy Linux Precise na dysku twardym

Dość długo zastanawiałem się, w jaki sposób o tym napisać. Doszedłem do wniosku, że nie będę się szczegółowo rozpisywać. Puppy Linux Precise 5.7.1 to system współczesny (choć z ubiegłego roku, więc najbardziej zadeklarowani wyznawcy nowości mogą go uznać za przestarzały) i dokładne instrukcje instalacji można znaleźć w sieci, choćby tutaj, albo tutaj. Ja skoncentruję się w kilku punktach na szczególnych cechach mojej instalacji.

  • Instalator Puppy Linux oferuje dwa typy instalacji: Frugal, w tym przypadku Puppy współistnieje na jednej partycji z innym systemem operacyjnym, lub Full, gdzie Linux zajmuje całą wydzieloną partycję. Ja chciałem sprawdzić, jak Puppy Linux sprawdzi się jako podstawowy system operacyjny komputera, dlatego wybrałem instalację Full.
  • Partycje dla Linuksa przygotowałem wcześniej w programie Paragon Partition Manager, dlatego nie musiałem używać do tego celu aplikacji GParted.
  • Moja partycja linuksowa była „widziana” jako /dev/sda3 i taką opcję wybrałem podczas instalacji.

Samo kopiowanie plików nowego systemu operacyjnego przebiegło bez żadnych „sensacji”. Do zakończenia operacji pozostało jeszcze zainstalowanie GRUBa, pełniącego funkcję programu rozruchowego.

4. „GRUBe” problemy

Wymyśliłem, żeby zachować Plop Boot Manager, a GRUBa zainstalować na partycji /dev/sda3. Wyborem systemu zajmowałby się Plop, a GRUB byłby odpowiedzialny jedynie za start Puppy. Robiłem takie „numery” wcześniej z innymi dystrybucjami Linuksa i innymi programami rozruchowymi, tym razem jednak mi się nie udało. Albo źle zainstalowałem GRUBa, albo Plop Boot Manager „nie potrafi” uruchomić systemu z tak przygotowanej partycji. Chciałem jak najszybciej zobaczyć system „w akcji”, dlatego nie badałem dalej tej sprawy.

Zdecydowałem się na bardziej „standardową” instalację GRUBa, w sektorze startowym dysku twardego, co oznaczało niestety pozbycie się Plopa. W programie Legacy GRUB config 2013 wybrałem „Quick Mode”, gdyż podejrzewałem, że niewłaściwie podane parametry w Expert Mode stały się przyczyną mojej porażki w poprzednim kroku. Nestety „Quick Mode” nie ma zaimplementowanej żadnej „inteligencji” i instaluje swoje pliki „fazy 2” (Stage 2) na partycji /dev/sda1. To jest dobre, jeśli przeznaczamy cały dysk dla Linuksa, ale u mnie /dev/sda1 to partycja z systemem Windows 98. Taka instalacja doprowadziła zatem do tego, że system nie był w stanie wystartować.

Pora na odrobinę „ręcznych” poprawek. Po uruchomieniu GRUBa, kiedy pojawi się menu startowe, wciskamy szybko klawisz „C” (trzeba to zrobić naprawdę szybko, na reakcję mamy trzy sekundy), a następnie wprowadzamy z klawiatury następujące polecenia:

root (hd0,2)
kernel /boot/vmlinuz root=/dev/sda3 pmedia=atahd vga=normal
boot

To powinno uruchomić nasz system. Teraz montujemy partycję /dev/sda1 (wystarczy kliknąć ikonę na pulpicie), otwieramy aplikację „edit” i pobieramy do edycji plik /mnt/sda1/boot/grub/menu.lst Doprowadzamy go do mniej więcej takiej postaci:

timeout 10
default 0
#

title Windows 98
root (hd0,0)
chainloader +1

title Puppy Linux 5.7.1 Full
root (hd0,2)
kernel /boot/vmlinuz root=/dev/sda3 pmedia=atahd vga=normal

Teraz restartujemy system („Menu” → „Shutdown” → „Reboot computer”). Jeśli wszystko wykonaliśmy prawidłowo, powinniśmy po tej operacji zobaczyć menu startowe pozwalające na wybór systemu operacyjnego. W moim przypadku na reakcję mamy 10 sekund (pierwszy wiersz pliku menu.lst), a jeśli tego nie zrobimy, uruchomi się domyślny system, którym jest Windows 98.

5. „Szczeniaczek” w akcji

Nadeszła pora na przetestowanie działania systemu. Na początek wybrałem przeglądanie stron WWW, gdyż to właśnie sprawia problemy pod Windows 98 i może być bodźcem do zmiany systemu.

Puppy Precise 5.7.1 Retro zawiera w swojej instalacji dwie przeglądarki internetowe: SeaMonkey 2.19 i Opera 12.16. W celu dogodzenia swoim przyzwyczajeniom zainstalowałem jeszcze z repozytoriów Firefoksa 11.0.

Domyślną przeglądarką jest SeaMonkey i ją też wziąłem „na pierwszy ogień”. Otwarcie kilku stron wykazało jednak jej zasadniczą wadę: SeaMonkey nie jest w stanie wyświetlać poprawnie współczesnych serwisów. Strony wyglądają gorzej, niż w przeglądarce K-Meleon pod Windows 98. „Skreśliłem” zatem ten program już na starcie: nie po to instalowałem Linuksa. Co innego Opera i Firefox: działy całkiem przyzwoicie, ze wskazaniem na Firefoksa.

W tym momencie zaznaczył się pierwszy poważny problem: w przypadku otwarcia w przeglądarce kilku stron internetowych, zwłaszcza zawierających duże ilości reklam, system operacyjny miał tendencję do „zatykania się”. Objawiało się to bardzo długim czasem reakcji systemu, długim czasem oczekiwania na wczytanie się stron oraz bardzo intensywną pracą twardego dysku. Najwyraźniej chodzi o zbyt małą pojemność pamięci operacyjnej, co prowadzi do intensywnego wykorzystywania partycji „swap”.

Postanowiłem zatem usprawnić pracę poprzez odfiltrowanie natrętnych reklam dodatkiem Adblock Plus. Zainstalowałem dodatek w przeglądarce Firefox i... kompletna porażka! Już otwarcie trzech stron internetowych spowodowało prawie całkowite zablokowanie systemu, a przecież na tym samym komputerze pod Windows 98 otwierałem w przeglądarce K-Meleon z Adblock Plusem cztery do pięciu stron i praca nadal była możliwa. Spróbowałem tego w przeglądarce SeaMonkey i efekt ten sam. Praca z dodatkiem Adblock Plus pod kontrolą Puppy okazała się niemożliwa.

Po dłuższym czasie szperania po Internecie zdecydowałem się zastosować technikę blokowania niepożądanych dodatków poprzez modyfikację pliku /etc/hosts, opisaną tutaj. Opiera się ona na fakcie, że w większości przypadków śmieci te dostarczane są przez dedykowane serwery, których adresy można odfiltrować. To działa, chociaż nie tak dobrze jak AdblockPlus. W szczególności nie ma możliwości odfiltrowania reklam umieszczonych na macierzystym serwerze danej strony, jak również przeszkadzających elementów samego serwisu. Doszedłem jednak do wniosku, że „lepszy rydz, niż nic”. Szczególnie sprawdza się ta metoda w połączeniu z przeglądarką Opera, posiadającą własny mechanizm blokowania dodatków.

W tych warunkach da się w miarę wygodnie surfować po sieci i system zachowuje „responsywność” przy otwarciu trzech, czterech zakładek w przeglądarce. To żadna rewelacja, ale na moim sprzęcie Puppy na więcej nie pozwala.

Nadeszła pora na poważniejsze zadanie, jakim było przygotowanie i opublikowanie tego wpisu. Do jego wykonania zainstalowałem jeszcze pakiet LibreOffice 4.3.5.2, którego użyłem do przygotowania tekstu. Mogłem wprawdzie użyć dostępnego w systemie procesora tekstów abiword 2.9.4, ale to jest program, którego nie poleciłbym nawet wrogowi. Fakt, że czytacie ten tekst świadczy o tym, że się dało. Jednak z powodu problemów z wydajnością systemu praca była mniej komfortowa, niż pod Windows 98.

Podsumowanie*

Puppy Linux sprawdził się na moim notebooku na tyle, że postanowiłem go pozostawić w charakterze drugiego systemu, do zadań które będą sprawiały trudności pod Windows 98. Podstawowym systemem operacyjnym pozostaje jednak ten ostatni. 192 MB pamięci RAM mojej Toshiby to zbyt mało, aby „szczeniaczek” mógł „dobrze się poczuć”. Wydaje mi się, że do wygodnej pracy potrzebowałbym komputera z procesorem taktowanym co najmniej zegarem 500 MHz i wyposażonym w minimum 512 MB pamięci RAM. Taki komputer może jednak spokojnie „uciągnąć” Windows XP. Co może być zatem decydującym argumentem za zainstalowaniem Linuksa? Moim zdaniem – chyba tylko niedostępność lub zbyt wysoki koszt licencji Windows.

* Ostatecznie jednak szczeniaczek został usunięty z mojego notebooka ze względu na problemy z wydajnością. Sensowna praca z więcej niż jedną aplikacją okazała się bardzo uciążliwa. Gwoździem do trumny okazały się jednak nieaktualne i niespójne repozytoria: zdarzało się, że aplikacja poprawnie pobrana z repozytorium i zainstalowana albo nie działała, albo raportowała niespełnienie jakichś zależności. Ja takiej sytuacji nie akceptuję, nie mam czasu na zabawę w loterię.

5 komentarzy:

  1. Nie doczytałem nawet do połowy. Tak utrudniać sobie życie z linuxem to naprawdę trzeba mieć fantazję. Puppy instaluje się świetnie a nie trudno i zachowuje inne systemy tylko trzeba umieć dokonać partycjonowania dysku i odpowiednio zająć się Grub. Od i wszystko. Resztę się dogrywa jeśli zajdzie potrzeba. Czytać i trenować. Rzeczy wielkie rodzą się w bólu a trening czyni mistrza. Z drugiej strony widzę myślenie i oczekiwania człowieka związanego więzami krwi z Windows. Człowieka, który nie wie jak podążyć do czarownej krainy Linux ale coś czuje w moczu. Czuje zew i i ciekawość przygody. Chce ale się boi. No i jest wygodny. Bardzo wygodny a wiedza boli.Pozostań przy Windows. Przygoda nie jest dobra dla wszystkich.Olej stary sprzęt. Będziesz miał nowy i nie będziesz miał przez krótki czas problemów. Linux to ból. Linux jest dla masochistów i oryginałów. Linux jest dla poszukiwaczy i odkrywców.Linux to nowy ląd pełen dzikich chcących cię zabić. Linux jest dla twardzieli, Takich współczesnych traperów. Po co ci to jak może być fajnie choć za fajność wiadomo trzeba zapłacić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Nie doczytałem nawet do połowy."
      A szkoda. Pominąłeś sprawy istotne.

      "Puppy instaluje się świetnie a nie trudno i zachowuje inne systemy tylko trzeba umieć dokonać partycjonowania dysku i odpowiednio zająć się Grub."
      No to postaw się w sytuacji kogoś, kto instaluje system po raz pierwszy. Skąd ma "umieć" dokonać partycjonowania dysku i co to znaczy "umieć"? Wiedzieć, jak podzielić dysk na partycje, czy wiedzieć, jakich partycji i gdzie wymaga Puppy? Co to znaczy "odpowiednio" zająć się Grub? I właściwie dlaczego musi być Grub? Plop na moim notebooku obsługuje start systemu z pendrive-a, a Grub nie (bo polega na BIOS-ie, a BIOS nie obsługuje).
      No, oczywiście, jest dokumentacja, są fora dyskusyjne itp. itd. Tylko że dokumentacja rekomenduje instalację Frugal, a ta na starym sprzęcie jest tak wydajna, że... szlag może trafić.

      "Bardzo wygodny a wiedza boli."... "Olej stary sprzęt."
      A niby dlaczego? Bo nie bardzo się nadaje "pod Linuksa"? Przeczytaj inne artykuły na tym blogu, zobaczysz ile można zrobić ze starym sprzętem. I też potrzeba wiedzy, tylko nie do podstaw, nie do wyważania dawno otwartych drzwi. No, chyba że dla prawdziwych mężczyzn, to tylko Linux, ale to już ideologia, a ideologia mnie nie interesuje.

      "Linux jest dla poszukiwaczy i odkrywców.Linux to nowy ląd pełen dzikich chcących cię zabić. Linux jest dla twardzieli, Takich współczesnych traperów."
      Znowu ideologia. Ale co piszą twórcy różnych dystrybucji? Jakie to proste, jakie oczywiste, jakie "przyjazne" dla "zwykłego" użytkownika, jak łatwo się "przesiąść" z Windows... A prawda jest właśnie taka, jak napisałeś: to dalej jest "dla traperów".

      Po co ci to jak może być fajnie choć za fajność wiadomo trzeba zapłacić."
      No właśnie: zapłacić. Tylko ile? Czy rzeczywiście musi być jeden monopolista zawłaszczający większość rynku, wycinający wszelką konkurencję, dyktujący ceny jak mu się podoba i traktujący komputery osobiste użytkowników jak własne podwórko (w przypadku najnowszych wersji systemów)? Czy rzeczywiście jedyną alternatywą musi być zamknięty system innej korporacji zmuszającej do kupowania całego oprogramowania użytkowego tylko od niej?
      A gdyby tak Linux zaczął się rozwijać w trochę innym kierunku (w jakim, napisałem, wystarczy cofnąć się kilka artykułów wstecz i doczytać do końca)? A gdyby tak przyspieszył rozwój ReactOS?
      Mogłoby się okazać, że jest fajnie, nie tak drogo i można zająć się pracą z aplikacjami, a nie wiecznym tuningowaniem systemu.

      Usuń
  2. Witam, tu wspomniany w artykule Jerzy :) .
    Używam ciągle Puppy chyba 5.6 na botowalnym pendrive 4 GB. Ram mam 1,5GB, procesor 1,5 MHz.Dla mnie ważne, że rozpoznaje modemy GSM i mam internet radiowy. Podziwiam wytrwałość Autora i pracę na tak małej jak dla Linuxa RAM ( 198MB).Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Dla małej pamięci RAM trzeba wybierać PUPPY oznaczone NONPAE.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam podobne doświadczenia z Linuxem.
    Lata temu jakoś w 2016 jak używałem jako dodatkowego laptopa Compaq Evo N620c z Pentium M 1,4GHz, 512MB RAM i dyskiem 30GB... Puppy Linuxa można było tam na upartego używać ale pomimo tego nadal XP był tam wydajniejszy, nawet Windowsa 7 dało się tam używać po wywaleniu kilku zbędnych usług i detali takich jak kompozycje.
    Kolejne podejście to 2017 rok i mój Asus Eee PC 1005PXD z Atomem N455, 1GB RAM'u, dyskiem 250GB i Windowsem 7 który działał lekko powolnie przez dysk ale nie miałem zamiaru kupować SSD przez system więc zacząłem kombinować.
    Po pierwsze, prawie żadna dystrybucja nie miała dźwięku w głośnikach, wszelakie wymyślne sposoby na naprawę tego nie działały dlatego dałem sobie spokój a po drugie w każdej wentylator działał na maksymalnych obrotach gdyż podejrzewam że linux tam ma skopane zarządzenie energią.
    Teraz mam Eee PC 1001PQ używam go głównie w szkole jako notatnik, specyfikacja to Atom N450, 1GB RAM'u, SSD 120GB i Windows 8.1 gdyż działa o wiele szybciej niż 7.
    Pomimo lichej specyfikacji, system startuje w jakieś 35 sekund i wszystko działa, na tym samym Eee PC Puppy Linux był strasznym mułem, prawdopodobnie przez brak sterowników do grafiki Intel GMA3150 i ponownie były problemy z zarzązaniem energią tak jak w 1005PXD... Mam zmieniać sprzęt który działa z powodu jakiegoś systemu? Nie ma mowy.
    Jako główny laptop używam HP 15 z Celeronem N3060, 8GB RAM'u (fabrycznie było 4GB) i dyskiem SSD 240GB (było 500GB HDD ale przez Teams'a byłem zmuszony go zmienić), nawet koniec wsparcia dla Windowsa 10 w 2025 roku nie spowoduje że zechcę go zmienić, gdyż przy moich zastosowaniach to nie ma żadnego sensu, z Linux'em na 99% dam sobie spokój, może i działałby okej ale mi tam nie chce się kominować.

    OdpowiedzUsuń