Nie przypuszczałem, że kiedykolwiek coś takiego napiszę! Ja, zadeklarowany dinozaur i „windziarz” piszę tekst wychwalający linuksa! No ale jak widać przyszła kryska na matyska.
Zaczęło się od tego, że odziedziczyłem po córce starego laptopa Acer Extensa 5630EZ, bo jej był potrzebny lepszy sprzęt do zdalnej nauki. Jak na dzisiejsze czasy laptop ten rzeczywiście nie imponuje: procesor Pentium Dual Core 2GHz (nawet nie Core 2 Duo!), 2GB RAM (powiększone, bo oryginalnie był 1 GB), zintegrowana grafika Intel, 230GB dysk twardy, wprawdzie SATA, ale wolny. Na komputerze był zainstalowany Windows XP Home. Powinien być co prawda Windows 7, ale w chwili gdy ten komputer był kupowany „siódemka” dopiero wchodziła na rynek i sporo programów nie działało poprawnie.
Skoro jednak laptop już trafił w moje ręce, postanowiłem zaktualizować system do Windows 10, upewniwszy się uprzednio na stronie internetowej producenta, że sprzęt jest kompatybilny z tym systemem. Jako że nadal jest to komputer córki i miał ewentualnie służyć jako rezerwowy (na przykład jak przyjedzie do domu i nie weźmie laptopa), przyjąłem założenie że zostanie zainstalowana najnowsza kompilacja Windows 10, oraz że system będzie automatycznie pobierał aktualizacje jak Microsoft przykazał. To był jednak pierwszy błąd.
Po instalacji okazało się, że Windows 10 jest zbyt „ciężki” dla tego sprzętu. Wprawdzie dał się zainstalować i uruchomić bez problemów, ale pobieranie i instalowanie aktualizacji trwało koszmarnie długo. Postanowiłem jednak wziąć na przeczekanie, a po zaktualizowaniu wszystkiego spróbować zoptymalizować system pod kątem uzyskania jak najlepszej wydajności. Udało się to do tego stopnia, że na komputerze dało się nawet w miarę sprawnie pracować, wprawdzie nie tak komfortowo jak pod XP, ale zawsze.
Pierwsze problemy pojawiły się po tym, jak komputer przeleżał tydzień nieużywany na półce (normalne, skoro miał służyć jako rezerwowy). Co robi Windows 10, jeśli włączy się komputer po dłuższym okresie nieużywania? Ściąga aktualizacje! W przypadku takiego sprzętu ma to jednak ten skutek, że na laptopie przez dłuższy czas (czasem nawet godzinę) nie dawało się nic sensownego robić, cały system był totalnie „zamulony”. Jako dinozaur i użytkownik starych systemów jestem przyzwyczajony do tego, że włączam komputer i na nim pracuję. Trudno mi było zaakceptować to, że muszę czekać aż szanowny Microsoft coś na moim sprzęcie zrobi.
Postanowiłem jednak dać systemowi jeszcze jedną szansę i spróbować zainstalować Microsoft Teams, żeby sprawdzić czy laptop będzie się nadawał jako rezerwowy do zdalnej nauki. Chcemy tego czy nie, szkoły i uczelnie przyjęły „Teamsy” jako narzędzie do zdalnego nauczania i użytkownik nie ma tu żadnego wyboru, nawet jeśli (jak ja) się z tym nie zgadza. Zainstalowanie „Teamsów” okazało się jednak porażką. Nie tylko że program totalnie „zabił” system, uruchamiał się koszmarnie powoli i nic się praktycznie nie dało zrobić, nawet logowanie do konta sprawiało problem, to w dodatku nawet nieuruchomiony pozostawiał swojego agenta, spowalniając pracę na komputerze w nieakceptowalnym stopniu.
Skoro jednak nie mogę mieć „Teamsów”, a jak się później okazało także inne rozbudowane programy sprawiały problemy, to po co mi w ogóle Windows 10? Może po prostu wrócić do wypróbowanego XP? Tak bym zrobił, gdyby to był mój podstawowy komputer. Jako wieloletni użytkownik Windows zgromadziłem ogromną bibliotekę oprogramowania na wszelkie możliwe okazje i odpowiada mi, że jak chcę na komputerze zrobić coś nowego, to w większości wypadków wystarczy mi sięgnąć na półkę. Poza tym ciągle używam programów (wybaczcie, nie napiszę jakich), które nie mają swoich odpowiedników dla innych systemów operacyjnych. Jednakże laptop ma służyć jako drugi komputer, do podstawowych, codziennych czynności (skoro do zdalnej nauki się nie nadaje), postanowiłem zatem dać kolejną szansę, jakiemuś systemowi z rodziny Linux. W końcu to mocniejszy sprzęt od tego na którym dotychczas robiłem tego typu próby, co stanowiło pewną obietnicę nowych doświadczeń.
Wybrałem dystrybucję MX Linux 19.4, gdyż z tą rodziną systemów miałem już do czynienia i wiedziałem, że mogę się spodziewać dobrej wydajności, ciekawego zestawu zainstalowanych aplikacji oraz wygodnego, sprawnego interfejsu. W odróżnieniu od poprzednich prób wybrałem wersję 64-bitową, gdyż zainstalowany w laptopie procesor jest (już) 64-bitowy.
Zainstalowałem system i... rewelacja! Nie tylko, że laptop pod kontrolą MX Linux 19.4 po prostu działa i to działa sprawnie! Nawet multimedia są obsługiwane z wystarczającą wydajnością. W dodatku podczas instalacji wykryte zostały i są obsługiwane prawie wszystkie komponenty sprzętowe laptopa, łącznie ze slotem PC Card (który działał pod XP a nie chciał działać pod Windows 10) i klawiszami specjalnymi na klawiaturze (działa zmiana jasności, regulacja głośności, przełączanie monitorów a nawet wywoływanie przeglądarki internetowej i programu pocztowego odpowiednimi klawiszami). Jednym słowem, MX Linux zachowuje się tak, jakby był specjalnie stworzony dla tego laptopa, choć przecież nie jest. Nie chcę tutaj odwoływać tego, co wcześniej pisałem o linuksie: nawet na tym komputerze Linux nie pracuje wydajniej niż Windows XP. Pracuje jednak z bardzo dobrą wydajnością, bijąc na głowę Windows 10 i jeśli chcemy mieć nowoczesny system operacyjny na wiekowym sprzęcie, to właśnie taki.
Początkowo system MX Linux był zainstalowany na odrębnej partycji dyskowej, obok Windows 10. Chciałem sprawdzić jak się będzie sprawował, nie odcinając sobie jednocześnie drogi odwrotu. Po pewnym okresie użytkowania skończyło się jednak na tym, że partycje z Windows 10 zostały całkowicie usunięte. Przynajmniej na tym laptopie MX Linux zostaje i rządzi!
Core 2 Duo trochę za słaby na Win10. Wiec co mówię, da się używać ale zanim się "rozbuja" to trochę trwa. Przy dysku SSD da się używać, ale mega szału nie ma. Ja w zamian zainstalowałem na podobnym sprzęcie Linux Mint. Działa lepiej niż Win 10, a mam na nim najnowszą wersję Firefoxa :) Oczywiście laptop używany do Internetu, pisania tekstów itd.
OdpowiedzUsuńJa mam na ten temat trochę inne zdanie. Miałem Della Latitude D830 z procesorem Core 2 Duo T7300, 4GB RAMu i grafiką Intel GMA, na dysku SSD najnowszy Windows 10 21H2 ze wszystkimi aktualizacjami po małych ale nieznacznych optymalizacjach chodzi naprawdę nieźle, pakiet Office 365, przeglądarki Chrome oraz Firefox chodzą bardzo przyjemnie wraz z antywirusem Norton 360.
UsuńZwróć uwagę na parę szczegółów: mam Pentium Dual Core, a nie Core 2 Duo. To starsza, mniej wydajna jednostka. Mam 2GB RAMu nie 4 i nie będę powiększał (musiałbym wymienić oba moduły, przy tak starym sprzęcie nie opłaci się). Mam dysk HDD nie SSD, interfejs SATA 1 i nie będę wymieniał z powodów jak wyżej. Poza tym interfejs byłby wąskim gardłem dla dysku SSD o ile w ogóle całość by zadziałała. Wszystko to razem „robi różnicę”.
UsuńPolecam zainstalować starszą kompilację Windowsa 10, te sprzed 1803 są moim zdaniem najszybsze.
OdpowiedzUsuńZapewne masz rację. Mam taki tablet Lark 7i Win (może jeszcze kiedyś o nim napiszę), a na nim Windows 10 1607 32-bit i daje radę, pomimo że to naprawdę słabiutki sprzęt (Intel Atom 1,33 GHz, 1 GB RAM). Na Acerze jednak nie chce mi się już eksperymentować, zwłaszcza że postawienie starszej kompilacji Windows 10 niewiele mi da: Skype-a czy Teams i tak nie uruchomię, bo Microsoft ciągle aktualizuje te aplikacje bardzo się przy tym starając, żeby na nieaktualnych wersjach Windows nie działały (na tablecie nie działają). Na razie zostaje MX Linux.
Usuń