wtorek, 17 listopada 2015

Z czym do biura – część 1

Chyba najbardziej podstawowym zastosowaniem komputera osobistego (poza grami oczywiście) są prace biurowe i nie chodzi mi w tym przypadku tylko o działalność zarobkową. Przecież będąc posiadaczem komputera nie będę pisał podania do spółdzielni mieszkaniowej odręcznie, ani dawał go do przepisania maszynistce. Mam też lepsze narzędzie do obliczenia domowego budżetu czy choćby tylko wydatków na eksploatację samochodu, niż kartka papieru i kalkulator. Pisząc o pracach biurowych mam zatem na myśli obróbkę tekstu, wykonywanie obliczeń, przygotowywanie prezentacji i obsługę prostych baz danych, niezależnie od tego, gdzie to robimy.

W tym miejscu może zrodzić się pytanie: jaki komputer nadaje się do tego rodzaju zastosowań? Moja odpowiedź zapewne nie spodoba się fanatycznym czcicielom gigaherców i gigabajtów: każdy! Właśnie tak! Nawet najstarszy komputer, byle sprawny technicznie, pod warunkiem właściwego doboru oprogramowania, będzie się nadawał do prac biurowych. Wystarczy, że da się na nim „postawić” Windows 3.10. Dlaczego właśnie ten? Bo w przeciwieństwie do wcześniejszych wersji, łącznie z okrzyczaną jako przełom przez wszystkie czasopisma komputerowe wersją 3.0, zaimplementowano w nim obsługę czcionek True Type, co pozwoliło na przygotowywanie profesjonalnie wyglądających dokumentów przy użyciu najprostszych programów, nawet systemowego edytora Write. Ja jednak nie będę cofał się tak daleko w czasie i zaprezentuję programy, które działają pod kontrolą Windows 98.

Procesory tekstu

Wprawdzie w dzisiejszych czasach mówiąc o biurowych zastosowaniach komputerów od razu mamy na myśli zintegrowane pakiety oprogramowania, ale tak naprawdę wszystko zaczęło się od procesora tekstu i arkusza kalkulacyjnego. Pomysł zastosowania komputera do obróbki tekstu nie jest może tak stary jak sam komputer, ale zapewne już pierwsze edytory stworzone dla programistów były wykorzystywane do tego celu. Rzecz bowiem narzuca się sama: na komputerze można wielokrotnie poprawiać tekst przed jego przeniesieniem na papier, co eliminuje używanie korektorów, komponowanie przy użyciu kleju i nożyczek, wielokrotne przepisywanie i tym podobne „przyjemności”. O prawdziwym procesorze tekstów możemy jednak mówić dopiero od momentu, gdy można było zadbać nie tylko o treść ale i formę, zaś rozpowszechnienie środowisk graficznych (z dominującą pozycją Windows) pozwoliło na pracę w trybie WYSIWYG (What You See Is What You Get – dostajesz to co widzisz) i uczyniło obróbkę tekstu dostępną dla każdego. Oczywiście nie mówimy tutaj już o „czystym” tekście (jak było na początku), ale o rozbudowanych dokumentach mogących zawierać tekst i grafikę (natomiast nie mówimy o wklejaniu multimediów: moim zdaniem dokument tekstowy musi dać się wydrukować na papierze).

Właściwie to chciałbym przedstawić tutaj tylko jeden program tego typu – AmiPro 3.0 PL. Zdaję sobie sprawę, że jest to wybór mocno kontrowersyjny. Nie dość, że komercja, to jeszcze program jest naprawdę bardzo stary, pojawił się na rynku w roku 1992 (tak, tak, 23 lata temu), a pracował w środowisku Windows 3.x. Chciałbym tu jednak coś udowodnić, dlatego proszę czytelników o odrobinę cierpliwości.

Możliwościami edycyjnymi AmiPro wyprzedzał w swoim czasie konkurencję (nie wyłączając Microsoft Worda 2.0) o kilka lat, a nawet spokojnie wytrzymuje porównanie z wieloma współczesnymi programami. Do repertuaru jego funkcji należy między innymi:
  • obsługa składu wieloszpaltowego, z automatycznym wyrównywaniem łamów
  • zaawansowana edycja tabel, z możliwością wykonywania w nich podstawowych obliczeń (jak w arkuszu kalkulacyjnym)
  • wbudowany edytor grafiki wektorowej
  • obsługa ramek graficznych i tekstowych, z możliwością dowolnego ich rozmieszczania i oblewania tekstem
  • rozbudowany edytor równań, pracujący w trybie WYSIWYG, ale umożliwiający również programowanie w języku zbliżonym do TeX-a
  • automatyzacja czynności poprzez rozbudowany język makropoleceń oparty na BASIC-u, możliwość przypisywania skrótów klawiaturowych do makropoleceń, bogaty zbiór makropoleceń „fabrycznie” instalowanych z programem
  • obsługa przenoszenia wyrazów po sylabach z uwzględnieniem reguł charakterystycznych dla danego języka, polska wersja AmiPro obsługuje oczywiście język polski
  • zaawansowana obsługa stylów tekstu (właściwie to program wręcz wymusza na użytkowniku posługiwanie się stylami)
  • automatyczne generowanie spisów treści, skorowidzów, przypisów itp.
  • kontrola poprawności ortograficznej i korekta (choć nie „w locie”).
Łatwo zauważyć, że już te wymienione cechy (a to nie wszystkie) wykraczają poza zakres funkcji zwykle implementowanych w procesorach tekstu i nadają programowi cechy prostej aplikacji DTP (Desktop Publishing). I rzeczywiście: znałem wydawcę lokalnej gazetki, który cały skład robił właśnie w AmiPro, następnie drukował na kliszy poligraficznej (zastąpionej później dobrej jakości kalką techniczną) i taki materiał oddawał do drukarni, w celu przygotowania matryc offsetowych i druku. Efekt – w pełni profesjonalny. Patrząc na gotowy egzemplarz nikt by się nie domyślił, że został wydany przy użyciu tak prostych metod.

Warto jeszcze zaznaczyć, że całe to dzieło programistyczne zajmuje po instalacji poniżej 20 MB miejsca na dysku twardym. Tak, nie pomyliłem się: dwudziestu, a nie dwustu.

W swoim czasie program był krytykowany za powolność działania, zwłaszcza ustępował szybkością konkurencji spod znaku Microsoftu. Pamiętać jednak należy, że w użyciu były wówczas maszyny wyposażone w procesory taktowane z częstotliwością kilkunastu do kilkudziesięciu megaherców. Uruchomiony na mojej Toshibie z procesorem Pentium III 500 MHz AmiPro staje się prawdziwą „rakietą”.

Zachodzi pytanie: czy AmiPro współczesnemu użytkownikowi może się jeszcze na cokolwiek przydać? Wydaje mi się że tak, o czym świadczy chociażby aktywny Fan Page (https://web.facebook.com/LotusAmiPro/) i powiązana z nim grupa dyskusyjna (https://web.facebook.com/groups/lotusamipro/).

Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że AmiPro może być uruchamiany i działa pod kontrolą Windows 98. Wprawdzie polska Wikipedia podaje, że pod kontrolą tego systemu są problemy z drukowaniem w układzie poziomym (landscape), ale to nie do końca prawda. Po prostu program nie potrafi zmieniać ustawień sterownika drukarki w nowych wersjach „okienek”. Wystarczy zadbać, żeby format papieru ustawiony we właściwościach drukarki był zgodny z formatem strony ustawionym w AmiPro, a drukowanie nie będzie sprawiało kłopotów. Udało mi się też uruchomić program pod Windows XP. Wprawdzie pojawia się problem z dostępem do drukarek, ale obejściem jest wyłączenie drukowania w tle („Narzędzia” → „Parametry Użytkowe” → „Opcje” → skasować zaznaczenie przy „Druk w tle”). Są również doniesienia użytkowników (sam nie próbowałem) o sukcesach w uruchamianiu AmiPro pod kontrolą 32-bitowych wersji Windows 7, 8 i 10 (podkreślam: 32-bitowych!).

Pomimo że AmiPro to program komercyjny który już dawno nie jest sprzedawany, jest, moim zdaniem, do zdobycia. Przede wszystkim był w swoim czasie dość popularny w firmach, może więc warto przeszukać szafy w swoim miejscu pracy: a nuż się coś ciekawego znajdzie. Był też opublikowany na płycie CD dołączonej do czasopisma PC World Komputer nr 5/98. Jeśli ktoś ma w swoich archiwach ten egzemplarz – posiada licencję na użytkowanie AmiPro 3.0 PL. Wreszcie – firma Lotus będąca właścicielem praw autorskich do programu już nie istnieje, AmiPro nie jest przez nikogo rozwijany, może więc chyba być traktowany jako oprogramowanie „porzucone” (abandonware) i jako takie jest dostępne do pobrania w wielu miejscach w Internecie. Mam tutaj pewne wątpliwości i dlatego nie podaję linków (są łatwe do znalezienia) ani nie umieściłem AmiPro w moim archiwum na Chomikuj.pl, ale nie sądzę, żeby ktokolwiek dochodził odszkodowań za nielegalne korzystanie z tego programu.

Tak więc praktycznie każdy może sobie zainstalować AmiPro 3.0 i przetestować jego możliwości. Sam sięgam po niego wtedy, gdy chcę zamienić jakiś bardzo stary komputer w sprawne narzędzie do przetwarzania tekstów. Poza tym, jeśli rzeczywiście potrzebujecie jakiegoś „lekkiego” procesora tekstów i rozważacie na przykład użycie narzędzia w stylu AbiWorda dla Windows, to przynajmniej pomyślcie jeszcze raz. AbiWord, a przynajmniej te jego wersje, które działają pod Windows 98 (czyli do 2.4.6), jest „lekki” tylko pozornie: wystarczy dodać do tekstu dwie fotografie w przyzwoitej rozdzielczości (czyli 300 dpi, jeśli to ma być do druku), żeby „zamulić” nawet stosunkowo mocny system. AmiPro z takim samym dokumentem radzi sobie „z palcem w nosie”.

No dobrze: a wady? Oczywiście są, niektóre nawet dość poważne.

Przede wszystkim AmiPro, jako program wywodzący się z „epoki” Windows 3.x nie obsługuje długich nazw plików. Nazwa jest ograniczona do ośmiu znaków, po których następuje rozszerzenie „.SAM” (nie bez powodu użyłem dużych liter – program zapisuje wszystkie nazwy plików dużymi literami), którego raczej nie należy zmieniać. Ja jako dinozaur nauczyłem się z tym żyć (pomysł zaczerpnięty z programu Norton Commander: utworzyć w katalogu plik o nazwie „dirinfo” i tam wprowadzać nazwy plików, z dowolnej długości opisem, co dany plik zawiera), ale dla użytkowników nie pamiętających tak zamierzchłych czasów może to być duża niedogodność.

Format zapisu plików .SAM nie jest obsługiwany bezpośrednio czy też za pośrednictwem filtrów konwersji przez żaden współczesny program. Nie jest to problemem, jeśli produktem końcowym ma być wydruk na papierze, albo plik w jakimś standardowym formacie elektronicznym, np. PDF czy PostScript (jak tworzyć takie pliki na leciwym sprzęcie jeszcze napiszę). W zespole jednak z czymś takim nie popracujemy, chyba że wszyscy będą używali AmiPro.

W obsłudze czcionek True Type brakuje lokalizacji (w Windows 3.x nie było czegoś takiego) co skutkuje tym, że jeśli chcemy mieć polskie znaki diakrytyczne, trzeba używać specjalnych zbiorów czcionek, które mają te znaki w podstawowym zestawie. Czcionki takie mają nazwy zakończone członem „CE” (np. Arial CE, Times New Roman CE). W Windows 98 i nowszych nie są to fizycznie odrębne zestawy czcionek, ale uzyskuje się je przez przekierowanie (font substitutes). Można też instalować czcionki przygotowane dla Windows 3.x, ale polskie znaki będą w nich poprawnie obsługiwane tylko przez AmiPro i inne programy „z epoki”.

Z powyższym wiąże się następny problem: podczas przekazywania bloków tekstu z/do innego, bardziej współczesnego programu metodą kopiuj – wklej, nie przenoszą się poprawnie polskie znaki diakrytyczne. Poprawianie tych wszystkich „krzaczków” jest na tyle uciążliwe, że przestałem używać AmiPro do przygotowywania tekstów na potrzeby tego bloga.

Trzeba bardzo uważać, w jakim trybie podglądu pracuje AmiPro. Są trzy: hierarchiczny, typograficzny i uproszczony. Ten ostatni bardzo zwiększa szybkość działania programu i z tego powodu jest często używany. Jest jednak bardzo „zdradliwy”. Działa w nim wszystko: przenoszenie wyrazów, justowanie i tak dalej, tylko że na wydruku otrzymamy całkiem co innego. Układ wydruku odzwierciedlany jest tylko w trybie typograficznym.

Zauważyłem też dwa błędy w programie. Niekiedy zdarza się (na szczęście rzadko), że na ekranie wszystko wygląda prawidłowo, a na wydruku litery w którymś wyrazie jakby się „sklejały”, przez co staje się on nieczytelny. Bywa też, że przy justowaniu tekstu do obydwu marginesów (układ „książkowy”), któryś wiersz „wyjedzie” poza prawy margines. Nie znalazłem doniesień o tych błędach na zagranicznych forach, być może zatem dotyczą one jedynie polskiej wersji.

Ale co to ja właściwie chciałem udowodnić? Aha: po pierwsze, że do zaawansowanej obróbki tekstu nadaje się właściwie każdy sprawny technicznie komputer PC, nie są tu potrzebne żadne gigaherce i gigabajty. A po drugie – wszystko co związane z komputerową obróbką tekstu (a przynajmniej wszystko, z czego korzysta typowy użytkownik) wymyślono ponad 20 lat temu (autokorektę też wymyślono, ale ówczesne maszyny były na to za wolne).

Tak naprawdę, to nie bardzo wiem, co procesory tekstu wchodzące w skład współczesnych „wypasionych” kombajnów biurowych mają nowego do zaoferowania. Chociaż... no tak: atrakcyjny wygląd interfejsu, autokonfiguracja, różnego rodzaju „czarodzieje”, „kreatory” i automaty, mnóstwo szablonów dokumentów i tak dalej. Tylko że „atrakcyjne” interfejsy stają się zupełnie „normalne” już po kilku godzinach użytkowania. W interfejsie cenię sobie nie tyle wygląd, co funkcjonalność i to funkcjonalność dla zaawansowanego użytkownika. To wyklucza wszelkie samokonfigurujące się menu, ukrywanie nieużywanych funkcji i tym podobne „wynalazki”. Kreatorów zwyczajnie nie lubię, bo chcę aby komputer w sposób jednoznaczny, precyzyjny i powtarzalny wykonywał moje polecenia, a nie próbował „myśleć” za mnie. Od myślenia, to ja tu jestem. Wreszcie szablony dokumentów, które rzeczywiście potrzebuję, jestem w stanie stworzyć sam (albo ściągnąć z Internetu), a te niepotrzebne niech nie zajmują miejsca na dysku. I to by było (na razie) na tyle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz