Chyba najbardziej podstawowym
zastosowaniem komputera osobistego (poza grami oczywiście) są prace
biurowe i nie chodzi mi w tym przypadku tylko o działalność
zarobkową. Przecież będąc posiadaczem komputera nie będę pisał
podania do spółdzielni mieszkaniowej odręcznie, ani dawał go do
przepisania maszynistce. Mam też lepsze narzędzie do obliczenia
domowego budżetu czy choćby tylko wydatków na eksploatację
samochodu, niż kartka papieru i kalkulator. Pisząc o pracach
biurowych mam zatem na myśli obróbkę tekstu, wykonywanie obliczeń,
przygotowywanie prezentacji i obsługę prostych baz danych,
niezależnie od tego, gdzie to robimy.
W tym miejscu może zrodzić się
pytanie: jaki komputer nadaje się do tego rodzaju zastosowań? Moja
odpowiedź zapewne nie spodoba się fanatycznym czcicielom gigaherców
i gigabajtów: każdy! Właśnie tak! Nawet najstarszy komputer, byle
sprawny technicznie, pod warunkiem właściwego doboru
oprogramowania, będzie się nadawał do prac biurowych. Wystarczy,
że da się na nim „postawić” Windows 3.10. Dlaczego właśnie
ten? Bo w przeciwieństwie do wcześniejszych wersji, łącznie z
okrzyczaną jako przełom przez wszystkie czasopisma komputerowe
wersją 3.0, zaimplementowano w nim obsługę czcionek True Type, co
pozwoliło na przygotowywanie profesjonalnie wyglądających
dokumentów przy użyciu najprostszych programów, nawet systemowego
edytora Write. Ja jednak nie będę cofał się tak daleko w czasie i
zaprezentuję programy, które działają pod kontrolą Windows 98.
Procesory tekstu
Wprawdzie w
dzisiejszych czasach mówiąc o biurowych zastosowaniach komputerów
od razu mamy na myśli zintegrowane pakiety oprogramowania, ale tak
naprawdę wszystko zaczęło się od procesora tekstu i arkusza
kalkulacyjnego. Pomysł zastosowania komputera do obróbki tekstu nie
jest może tak stary jak sam komputer, ale zapewne już pierwsze
edytory stworzone dla programistów były wykorzystywane do tego
celu. Rzecz bowiem narzuca się sama: na komputerze można
wielokrotnie poprawiać tekst przed jego przeniesieniem na papier, co
eliminuje używanie korektorów, komponowanie przy użyciu kleju i
nożyczek, wielokrotne przepisywanie i tym podobne „przyjemności”.
O prawdziwym procesorze tekstów możemy jednak mówić dopiero od
momentu, gdy można było zadbać nie tylko o treść ale i formę,
zaś rozpowszechnienie środowisk graficznych (z dominującą pozycją
Windows) pozwoliło na pracę w trybie WYSIWYG (What You See Is What
You Get – dostajesz to co widzisz) i uczyniło obróbkę tekstu
dostępną dla każdego. Oczywiście nie mówimy tutaj już o
„czystym” tekście (jak było na początku), ale o rozbudowanych
dokumentach mogących zawierać tekst i grafikę (natomiast nie
mówimy o wklejaniu multimediów: moim zdaniem dokument tekstowy musi
dać się wydrukować na papierze).
Właściwie to chciałbym przedstawić
tutaj tylko jeden program tego typu – AmiPro 3.0 PL. Zdaję
sobie sprawę, że jest to wybór mocno kontrowersyjny. Nie dość,
że komercja, to jeszcze program jest naprawdę bardzo stary, pojawił
się na rynku w roku 1992 (tak, tak, 23 lata temu), a pracował w
środowisku Windows 3.x. Chciałbym tu jednak coś udowodnić,
dlatego proszę czytelników o odrobinę cierpliwości.
Możliwościami edycyjnymi AmiPro
wyprzedzał w swoim czasie konkurencję (nie wyłączając Microsoft
Worda 2.0) o kilka lat, a nawet spokojnie wytrzymuje porównanie z
wieloma współczesnymi programami. Do repertuaru jego funkcji należy
między innymi:
- obsługa składu wieloszpaltowego, z automatycznym wyrównywaniem łamów
- zaawansowana edycja tabel, z możliwością wykonywania w nich podstawowych obliczeń (jak w arkuszu kalkulacyjnym)
- wbudowany edytor grafiki wektorowej
- obsługa ramek graficznych i tekstowych, z możliwością dowolnego ich rozmieszczania i oblewania tekstem
- rozbudowany edytor równań, pracujący w trybie WYSIWYG, ale umożliwiający również programowanie w języku zbliżonym do TeX-a
- automatyzacja czynności poprzez rozbudowany język makropoleceń oparty na BASIC-u, możliwość przypisywania skrótów klawiaturowych do makropoleceń, bogaty zbiór makropoleceń „fabrycznie” instalowanych z programem
- obsługa przenoszenia wyrazów po sylabach z uwzględnieniem reguł charakterystycznych dla danego języka, polska wersja AmiPro obsługuje oczywiście język polski
- zaawansowana obsługa stylów tekstu (właściwie to program wręcz wymusza na użytkowniku posługiwanie się stylami)
- automatyczne generowanie spisów treści, skorowidzów, przypisów itp.
- kontrola poprawności ortograficznej i korekta (choć nie „w locie”).
Łatwo zauważyć, że już te
wymienione cechy (a to nie wszystkie) wykraczają poza zakres funkcji
zwykle implementowanych w procesorach tekstu i nadają programowi
cechy prostej aplikacji DTP (Desktop Publishing). I rzeczywiście:
znałem wydawcę lokalnej gazetki, który cały skład robił właśnie
w AmiPro, następnie drukował na kliszy poligraficznej (zastąpionej
później dobrej jakości kalką techniczną) i taki materiał
oddawał do drukarni, w celu przygotowania matryc offsetowych i
druku. Efekt – w pełni profesjonalny. Patrząc na gotowy
egzemplarz nikt by się nie domyślił, że został wydany przy
użyciu tak prostych metod.
Warto jeszcze zaznaczyć, że całe to
dzieło programistyczne zajmuje po instalacji poniżej 20 MB
miejsca na dysku twardym. Tak, nie pomyliłem się: dwudziestu, a nie
dwustu.
W swoim czasie program był krytykowany
za powolność działania, zwłaszcza ustępował szybkością
konkurencji spod znaku Microsoftu. Pamiętać jednak należy, że w
użyciu były wówczas maszyny wyposażone w procesory taktowane z
częstotliwością kilkunastu do kilkudziesięciu megaherców.
Uruchomiony na mojej Toshibie z procesorem Pentium III 500 MHz
AmiPro staje się prawdziwą „rakietą”.
Zachodzi pytanie: czy AmiPro
współczesnemu użytkownikowi może się jeszcze na cokolwiek
przydać? Wydaje mi się że tak, o czym świadczy chociażby aktywny
Fan Page (https://web.facebook.com/LotusAmiPro/)
i powiązana z nim grupa dyskusyjna
(https://web.facebook.com/groups/lotusamipro/).
Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że
AmiPro może być uruchamiany i działa pod kontrolą Windows 98.
Wprawdzie polska Wikipedia podaje, że pod kontrolą tego systemu są
problemy z drukowaniem w układzie poziomym (landscape), ale to nie
do końca prawda. Po prostu program nie potrafi zmieniać ustawień
sterownika drukarki w nowych wersjach „okienek”. Wystarczy
zadbać, żeby format papieru ustawiony we właściwościach drukarki
był zgodny z formatem strony ustawionym w AmiPro, a drukowanie nie
będzie sprawiało kłopotów. Udało mi się też uruchomić program
pod Windows XP. Wprawdzie pojawia się problem z dostępem do
drukarek, ale obejściem jest wyłączenie drukowania w tle
(„Narzędzia” → „Parametry Użytkowe” → „Opcje” →
skasować zaznaczenie przy „Druk w tle”). Są również
doniesienia użytkowników (sam nie próbowałem) o sukcesach w
uruchamianiu AmiPro pod kontrolą 32-bitowych wersji Windows 7, 8 i
10 (podkreślam: 32-bitowych!).
Pomimo że AmiPro to program komercyjny
który już dawno nie jest sprzedawany, jest, moim zdaniem, do
zdobycia. Przede wszystkim był w swoim czasie dość popularny w
firmach, może więc warto przeszukać szafy w swoim miejscu pracy: a
nuż się coś ciekawego znajdzie. Był też opublikowany na płycie
CD dołączonej do czasopisma PC World Komputer nr 5/98. Jeśli ktoś
ma w swoich archiwach ten egzemplarz – posiada licencję na
użytkowanie AmiPro 3.0 PL. Wreszcie – firma Lotus będąca
właścicielem praw autorskich do programu już nie istnieje, AmiPro
nie jest przez nikogo rozwijany, może więc chyba być traktowany
jako oprogramowanie „porzucone” (abandonware) i jako takie jest
dostępne do pobrania w wielu miejscach w Internecie. Mam tutaj pewne
wątpliwości i dlatego nie podaję linków (są łatwe do
znalezienia) ani nie umieściłem AmiPro w moim archiwum na
Chomikuj.pl, ale nie sądzę, żeby ktokolwiek dochodził odszkodowań
za nielegalne korzystanie z tego programu.
Tak więc praktycznie każdy może
sobie zainstalować AmiPro 3.0 i przetestować jego możliwości. Sam
sięgam po niego wtedy, gdy chcę zamienić jakiś bardzo stary
komputer w sprawne narzędzie do przetwarzania tekstów. Poza tym,
jeśli rzeczywiście potrzebujecie jakiegoś „lekkiego” procesora
tekstów i rozważacie na przykład użycie narzędzia w stylu
AbiWorda dla Windows, to przynajmniej pomyślcie jeszcze raz.
AbiWord, a przynajmniej te jego wersje, które działają pod Windows
98 (czyli do 2.4.6), jest „lekki” tylko pozornie: wystarczy dodać
do tekstu dwie fotografie w przyzwoitej rozdzielczości (czyli 300
dpi, jeśli to ma być do druku), żeby „zamulić” nawet
stosunkowo mocny system. AmiPro z takim samym dokumentem radzi sobie
„z palcem w nosie”.
No dobrze: a wady? Oczywiście są,
niektóre nawet dość poważne.
Przede wszystkim AmiPro, jako program
wywodzący się z „epoki” Windows 3.x nie obsługuje długich
nazw plików. Nazwa jest ograniczona do ośmiu znaków, po których
następuje rozszerzenie „.SAM” (nie bez powodu użyłem dużych
liter – program zapisuje wszystkie nazwy plików dużymi literami),
którego raczej nie należy zmieniać. Ja jako dinozaur nauczyłem
się z tym żyć (pomysł zaczerpnięty z programu Norton Commander:
utworzyć w katalogu plik o nazwie „dirinfo” i tam wprowadzać
nazwy plików, z dowolnej długości opisem, co dany plik zawiera),
ale dla użytkowników nie pamiętających tak zamierzchłych czasów
może to być duża niedogodność.
Format zapisu plików .SAM nie jest
obsługiwany bezpośrednio czy też za pośrednictwem filtrów
konwersji przez żaden współczesny program. Nie jest to problemem,
jeśli produktem końcowym ma być wydruk na papierze, albo plik w
jakimś standardowym formacie elektronicznym, np. PDF czy PostScript
(jak tworzyć takie pliki na leciwym sprzęcie jeszcze napiszę). W
zespole jednak z czymś takim nie popracujemy, chyba że wszyscy będą
używali AmiPro.
W obsłudze czcionek True Type brakuje
lokalizacji (w Windows 3.x nie było czegoś takiego) co skutkuje
tym, że jeśli chcemy mieć polskie znaki diakrytyczne, trzeba
używać specjalnych zbiorów czcionek, które mają te znaki w
podstawowym zestawie. Czcionki takie mają nazwy zakończone członem
„CE” (np. Arial CE, Times New Roman CE). W Windows 98 i nowszych
nie są to fizycznie odrębne zestawy czcionek, ale uzyskuje się je
przez przekierowanie (font substitutes). Można też instalować
czcionki przygotowane dla Windows 3.x, ale polskie znaki będą w
nich poprawnie obsługiwane tylko przez AmiPro i inne programy „z
epoki”.
Z powyższym wiąże się następny
problem: podczas przekazywania bloków tekstu z/do innego, bardziej
współczesnego programu metodą kopiuj – wklej, nie przenoszą się
poprawnie polskie znaki diakrytyczne. Poprawianie tych wszystkich
„krzaczków” jest na tyle uciążliwe, że przestałem używać
AmiPro do przygotowywania tekstów na potrzeby tego bloga.
Trzeba bardzo uważać, w jakim trybie
podglądu pracuje AmiPro. Są trzy: hierarchiczny, typograficzny i
uproszczony. Ten ostatni bardzo zwiększa szybkość działania
programu i z tego powodu jest często używany. Jest jednak bardzo
„zdradliwy”. Działa w nim wszystko: przenoszenie wyrazów,
justowanie i tak dalej, tylko że na wydruku otrzymamy całkiem co
innego. Układ wydruku odzwierciedlany jest tylko w trybie
typograficznym.
Zauważyłem też dwa błędy w
programie. Niekiedy zdarza się (na szczęście rzadko), że na
ekranie wszystko wygląda prawidłowo, a na wydruku litery w którymś
wyrazie jakby się „sklejały”, przez co staje się on
nieczytelny. Bywa też, że przy justowaniu tekstu do obydwu
marginesów (układ „książkowy”), któryś wiersz „wyjedzie”
poza prawy margines. Nie znalazłem doniesień o tych błędach na
zagranicznych forach, być może zatem dotyczą one jedynie polskiej
wersji.
Ale co to ja właściwie chciałem
udowodnić? Aha: po pierwsze, że do zaawansowanej obróbki tekstu
nadaje się właściwie każdy sprawny technicznie komputer PC, nie
są tu potrzebne żadne gigaherce i gigabajty. A po drugie –
wszystko co związane z komputerową obróbką tekstu (a przynajmniej
wszystko, z czego korzysta typowy użytkownik) wymyślono ponad 20
lat temu (autokorektę też wymyślono, ale ówczesne maszyny były
na to za wolne).
Tak naprawdę, to nie bardzo wiem, co
procesory tekstu wchodzące w skład współczesnych „wypasionych”
kombajnów biurowych mają nowego do zaoferowania. Chociaż... no
tak: atrakcyjny wygląd interfejsu, autokonfiguracja, różnego
rodzaju „czarodzieje”, „kreatory” i automaty, mnóstwo
szablonów dokumentów i tak dalej. Tylko że „atrakcyjne”
interfejsy stają się zupełnie „normalne” już po kilku
godzinach użytkowania. W interfejsie cenię sobie nie tyle wygląd,
co funkcjonalność i to funkcjonalność dla zaawansowanego
użytkownika. To wyklucza wszelkie samokonfigurujące się menu,
ukrywanie nieużywanych funkcji i tym podobne „wynalazki”.
Kreatorów zwyczajnie nie lubię, bo chcę aby komputer w sposób
jednoznaczny, precyzyjny i powtarzalny wykonywał moje polecenia, a
nie próbował „myśleć” za mnie. Od myślenia, to ja tu jestem.
Wreszcie szablony dokumentów, które rzeczywiście potrzebuję,
jestem w stanie stworzyć sam (albo ściągnąć z Internetu), a te
niepotrzebne niech nie zajmują miejsca na dysku. I to by było (na
razie) na tyle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz