Uważny czytelnik poprzednich wpisów
dotyczących zastosowań biurowych starych komputerów z pewnością
zauważył, że o ile w przypadku, gdy wyniki pracy mają mieć formę
dokumentu drukowanego na papierze, możemy sobie praktycznie
swobodnie korzystać z naszego leciwego sprzętu i oprogramowania
uzyskując w pełni profesjonalne wyniki, o tyle wymiana dokumentów
w formie elektronicznej napotyka na trudności: starsze
oprogramowanie nie odczytuje formatów dokumentów sporządzonych
przy pomocy nowszych wersji i na odwrót, a nawet jeśli odczytuje,
pojawiają się problemy z formatowaniem. Do nielicznych chlubnych
wyjątków należy OpenOffice, w którym nie ma większych problemów
z wymianą plików utworzonych w różnych wersjach oprogramowania,
chociaż współpraca z użytkownikami pakietów Microsoftu nie
wygląda już tak dobrze.
Od czego jednak format PDF? Wprawdzie
pliki w tym formacie nie są w zasadzie przeznaczone do modyfikowania
(chociaż istnieją programy, głównie komercyjne, umożliwiające
ich edycję), ale za to mogą być odczytywane i tworzone przy pomocy
niemal każdego komputera, pod kontrolą prawie każdego systemu
operacyjnego. Postaram się udowodnić, że również posiadacze
nawet bardzo wiekowych komputerów PC nie stoją w tym przypadku na
straconej pozycji.
Dla porządku dodam tylko, że nie będę
się tu zajmował rozszerzeniami formatu PDF o elementy interaktywne
(formularze z edytowalnymi polami) czy multimedialne. Są one
oczywiście przydatne, ale efekty takie można osiągnąć innymi
metodami, nie pakując „na siłę” do PDF-a. Ograniczam się do
takich dokumentów, które niczego nie tracą po przeniesieniu na
papier.
1. Czytniki PDF
Na początek
zajmijmy się programami umożliwiającymi odczytywanie plików PDF
na komputerach z systemem operacyjnym Windows 98 (i starszymi).
Użytkownicy nowszego sprzętu i nowocześniejszych systemów
operacyjnych bez trudu znajdą odpowiednie oprogramowanie sami.
Naturalnym wyborem wydaje się Adobe Reader. Został opracowany przez
autorów specyfikacji (co powinno skutkować bezbłędnym i sprawnym
działaniem), wersje aż do 6.x pracują pod Windows 98, zaś
otwieranie plików z zabezpieczeniami „antypirackimi” (DRM) może
być możliwe tylko przy pomocy czytnika firmy Adobe. Na uwagę
zasługują duże możliwości konfiguracji, zwłaszcza jeśli chodzi
o dostosowanie sposobu wygładzania wyświetlanego tekstu i obrazów
do parametrów monitora i indywidualnych preferencji użytkownika.
Wprawdzie rozwój formatu PDF nie stoi w miejscu, jednak Adobe Reader
w wersji 6.0 i dziś jeszcze powinien poradzić sobie z większością
plików. Podstawowym zarzutem stawianym temu programowi jest
stosunkowo długi (jak na prosty czytnik) czas uruchamiania oraz
powolne działanie na komputerach o słabej konfiguracji sprzętowej.
Bez przesady jednak: mówimy o „słabej konfiguracji” na rok
2005. Wtedy Pentium III 500 MHz i 128 MB RAM nie było jeszcze takie
złe.
Foxit PDF Reader to jedna z najbardziej znanych alternatyw dla
Acrobat Readera. W porównaniu z czytnikiem firmy Adobe odznacza się
znacznie większą szybkością uruchamiania, wydajniejszą pracą i
dużo mniejszym zapotrzebowaniem na zasoby systemowe. Wszystkie te
cechy sprawiają, że wydaje się on szczególnie odpowiedni dla
starych komputerów. Podstawową wadą jest brak „wtyczek”
obsługujących DRM.
Przegląd
rozpoczynam od wersji 1.3, która z dzisiejszego punktu widzenia
wydaje się bardzo przestarzała: zapewnia jedynie podstawową
funkcjonalność i ma problemy z otwieraniem nowszych wersji plików
PDF. Ma też jednak swoje zalety: wyjątkowo małe zapotrzebowanie na
zasoby systemowe i nie wymaga instalacji (wystarczy skopiować plik
EXE). Polecam szczególnie użytkownikom najsłabszych konfiguracji
sprzętowych, oraz... użytkownikom systemu operacyjnego Windows 95,
z którym ta wersja Foxit Readera jest kompatybilna (nowsze już
nie).
To ostatnia kompilacja Foxit Readera z serii 2.x i zarazem ostatnia
oficjalnie współpracująca z Windows 98. W porównaniu z wersją
1.3 znacznie lepiej radzi sobie z różnymi wersjami plików PDF i
jeśli z jakichś powodów nie chcemy instalować KernelEx (właściwie
z jakich?) pozostaje, moim zdaniem, najlepszym wyborem dla Windows
98. Wprawdzie dystrybuowana jest w postaci pliku instalacyjnego,
jednak to tylko dla wygody. W rzeczywistości program nie wymaga
instalacji, po skopiowaniu na inny komputer katalogu z aplikacją lub
nawet samego pliku EXE – będzie działał.
Foxit
PDF Reader 3.0 build 1817 (KernelEx)
To z kolei ostatnia kompilacja z serii 3.0, ale nie ostatnia 3.x. W
porównaniu z wersjami 2.x znacznie lepiej radzi sobie z nowymi
wersjami plików PDF aż do standardu 1.7. Dla mnie to wybór do
codziennej pracy pod Windows 98 z KernelEx. Działa szybko i w miarę
stabilnie, chociaż istnieje przeglądarka jeszcze szybsza i jeszcze
„lżejsza”, o czym trochę dalej.
Nowsze wersje
Foxit PDF Reader (KernelEx)
Korzystając
z KernelExa można pod Windows 98 uruchamiać jeszcze nowsze wersje
PDF Readera, teoretycznie, z pewnymi dodatkowymi „kombinacjami”
(potrzebne jest między innymi KernelEx
Auxiliary PSAPI.DLL Update) aż do wersji 7.x. Jednak po
zainstalowaniu wersji 3.2 (która żadnych „kombinacji” nie
wymaga) stwierdziłem, że wprawdzie program działa i pliki PDF dają
się przeglądać, ale po otwarciu panela zakładek (Bookmarks),
zamiast liter widoczne są jakieś kwadraciki i inne „krzaczki”.
Ja lubię, kiedy mi wszystko działa poprawnie, dlatego pozostałem
(pod Windows 98) przy wersji 3.0.
Uwaga:
Wszystkie
wersje Foxit Readera uruchamiane pod Windows 98 mają wadę
polegającą na „wyciekaniu” pamięci. Objawia się to tym, że
im dłużej używamy programu i im więcej wykonujemy w nim operacji
polegających głównie na przewijaniu czytanego tekstu, tym więcej
pamięci systemu program zajmuje, aż do „wyłożenia się”
Windows z powodu braku zasobów. To właśnie między innymi z powodu
tego programu zalecam (patrz artykuł „Jak
z Windows 98 zrobić system operacyjny - cz. 3”) używanie
miernika zasobów systemowych: kiedy ikona w zasobniku zmieni kolor
na żółty (a jeśli na czerwony, to natychmiast), zamykamy Foxit
Readera i po kilku chwilach otwieramy ponownie. Większość
zablokowanej pamięci zostanie zwolniona, a dzięki zapamiętywaniu
przez program ostatnio czytanej strony dokumentu, operacja nie jest
specjalnie uciążliwa.
Sumatra
PDF 1.3 KernelEx
To chyba zdecydowanie najszybsza i „najlżejsza” przeglądarka
PDF dla komputerów PC. Wprawdzie autor, Krzysztof Kowalczyk,
zarzekał się na forum, że program nie jest kompatybilny z Windows
98, ale może dlatego stworzył być może najlepszą przeglądarkę
PDF dla... Windows 98, oczywiście pod warunkiem używania KernelExa
(tryb kompatybilności należy ustawić na Windows XP). Program nie
dorównuje funkcjonalnością Foxit Readerowi, ale też nigdy nie
miał taki być: nacisk został położony zdecydowanie na szybkość
działania i małe rozmiary aplikacji. No ale czy naprawdę w
warunkach domowych nie możecie żyć bez zaawansowanych funkcji w
przeglądarce PDF?
Sumatra pod Windows 98 nie zachowuje się zbyt dobrze jako domyślna
przeglądarka. Przy próbie wywołania przez kliknięcie odnośnika w
innej aplikacji (np. załącznika w formie pliku PDF w programie
pocztowym) może się po prostu nie uruchomić. Jest to główna
przyczyna tego, że u mnie domyślną przeglądarką pozostaje Foxit
Reader, ale zainstalowane mam obie.
Nowsze wersje
Sumatra PDF (KernelEx)
Według
informacji na stronie Wiki,
z KernelEx można uruchamiać pod Windows 98 również nowsze wersje
Sumatra PDF, aż do 3.1.1. Związane to jest z różnymi
trudnościami: albo wymagane są rozszerzenia KernelEx w rodzaju
Kext,
albo wymiana w systemie niektórych plików DLL, albo wreszcie
niektóre elementy programu Sumatra PDF, jak na przykład przyciski
czy menu, nie działają poprawnie. Ja nie mam dużo czasu na
eksperymenty i lubię jak mi wszystko działa, zostaję zatem przy
wersji 1.3.
2. PDF na
Pocket PC
Wydaje
się, że chyba nie można sobie wyobrazić gorszego urządzenia do
przeglądania dokumentów w formacie PDF, niż Pocket PC. Ekran o
przekątnej 3,5 cala i rozdzielczości 240x320 powoduje, że na
wyświetlonej stronie nie da się nic odczytać. Można wprawdzie
powiększyć obraz tak, aby litery stały się czytelne, ale wtedy
wiersz nie mieści się na ekranie i trzeba bez przerwy przewijać w
prawo i w lewo. Nie pomaga nawet obrócenie obrazu o 90°. Na coś
takiego można się ewentualnie zgodzić tylko od czasu do czasu, w
sytuacjach „wyższej konieczności”. Wszystko byłoby w porządku,
gdyby udało się „przełamać” wiersz w innym miejscu, tak aby
po powiększeniu
długość wiersza była dopasowana do szerokości ekranu. Na to
jednak „sztywny” format PDF nie pozwala: obraz na ekranie ma
wiernie (w miarę możliwości) odwzorowywać wygląd strony
wydrukowanej.
Może nie jedyny, ale chyba najważniejszy problem dla polskiego
czytelnika polega na tym, że to rozwiązanie nie zawsze działa
zgodnie z oczekiwaniami, a to ze względu na różne standardy
kodowania „polskich znaków”: nie dość, że mogą być one w
niektórych plikach nieprawidłowo wyświetlane, to jeszcze ich kody
mogą kolidować ze znacznikami używanymi do formatowania, wskutek
czego po konwersji na tagged PDF otrzymamy nieczytelną „sieczkę”.
Program PocketXpdf należący do oprogramowania open source i
wywodzący się z linuksowego projektu Xpdf oferuje inne rozwiązanie
problemu: klikając „View” → „View Text Only” otrzymujemy
podgląd czystego tekstu „wyciągniętego” z pliku PDF.
Prezentowany jest on czcionką rastrową, która jest maksymalnie
kontrastowa (każdy piksel jest albo „biały”, albo „czarny”
bez odcieni pośrednich), a jej kontury są „ostre”, bez żadnego
rozmycia. Nie jest może tak ładna, jak oryginalna czcionka
dokumentu, ale czy trzeba koniecznie odtwarzać wygląd czcionki? W
przypadku większości dokumentów najważniejsza jest treść.
Na prezentowanej fotografii widoczna jest pewna wada tej metody: nie
wszystkie wiersze przełamane są prawidłowo. Zdarza się, że
przeniesienie następuje w środku wyrazu, w innym znów miejscu znak
przeniesienia występuje w środku wiersza. Zapewniam jednak, że
łatwo się do tego przyzwyczaić i czytanie nawet obszernych
tekstów, takich jak e-booki, nie nastręcza większych trudności.
Jeszcze uwaga na temat „polskich znaków”. W prezentowanym
przykładzie zostały one przekodowane poprawnie, nie zawsze jednak
sytuacja wygląda tak dobrze i może się zdarzyć, że po
przełączeniu do widoku tekstowego widzimy jakieś „krzaczki”.
Istnieją też pliki PDF skonstruowane w ten sposób, że najpierw
wyświetlana jest odpowiednia litera z podstawowego alfabetu
łacińskiego, potem jest znak powrotu karetki wirtualnej drukarki i
„dorysowywany” jest „ogonek”. PocketXpdf nie interpretuje
jednak powrotów karetki, wskutek czego znak i „ogonek” występują
obok siebie. Czytanie takich plików może być bardzo uciążliwe.
Jeśli dokument PDF nie daje się przeglądać na Pocket PC żadnym z
dostępnych czytników, można spróbować jeszcze jeszcze jednej
drogi wyjścia: konwersji na inny format, bardziej „strawny” dla
urządzeń mobilnych. O tym jednak zamierzam napisać później,
poświęcając odrębny wpis czytaniu e-booków.
3. Tworzymy
PDF-y
Skoro z odczytywaniem plików PDF nie ma większych problemów,
zastanówmy się teraz, jak je tworzyć, oczywiście na naszych
leciwych PC-tach. Naturalnie nie używamy do tego pełnej
wersji Adobe Acrobat, chociaż jego starsze wersje działają pod
Windows 98 i jest on narzędziem o bardzo dużych możliwościach,
pozwalającym nie tylko tworzyć, ale także obrabiać pliki PDF.
Kosztuje jednak stanowczo za dużo w stosunku do swojego
przeznaczenia. Pozostawmy zatem to narzędzie profesjonalistom, chyba
że ktoś już ma licencję, na przykład zakupioną przez
pracodawcę, wtedy jak najbardziej może używać.
Dla tych jednak, którzy nie chcą płacić dużych pieniędzy (a
najlepiej żadnych) za możliwość tworzenia plików PDF, wymyślono
stosunkowo proste programy, działające na zasadzie wirtualnej
drukarki. „Wydrukowanie” dokumentu na takiej drukarce powoduje w
rzeczywistości utworzenie PDF-a. Jako że jest to możliwe z
poziomu dowolnej aplikacji Windows, wliczając w to procesory
tekstów, edytory graficzne, programy typu CAD, a nawet
oprogramowanie do małej poligrafii (desktop publishing), uzyskujemy
w praktyce bardzo duże możliwości kreowania elektronicznych
dokumentów.
OpenOffice
Zanim jednak przejdę do prezentacji wirtualnych drukarek, krótka
uwaga dla użytkowników OpenOffice. Oprogramowanie to, poczynając
od wersji 1.1, wyposażone jest we wbudowany mechanizm eksportu do
pliku PDF. Wystarczy utworzyć dokument i kliknąć odpowiednią
ikonę na pasku narzędzi. Jeśli więc używacie tego pakietu, a
źródłem dla plików PDF mają być dokumenty Office, to właściwie
możecie dalej nie czytać.
Miałem postanowienie, żeby nie przedstawiać na tym blogu
oprogramowania w wersjach demonstracyjnych. Zwykle ma ono ograniczone
możliwości lub czas działania, a częste instalowanie i
odinstalowywanie aplikacji zaśmieca system, co jest szczególnie
uciążliwe w przypadku Windows 98 i może w końcu wymusić
reinstalację systemu.
Jeden z nielicznych wyjątków robię dla PDF Factory, a to ze
względu na zalety programu: jest bardzo „lekki”, prosty w
instalacji i obsłudze, działa stabilnie i tworzy naprawdę dobrej
jakości pliki PDF. Wersja demonstracyjna ma pełną funkcjonalność,
a jej jedyną „wadą” jest dodawanie na każdej stronie
tworzonego dokumentu stopki o treści: „PDF stworzony przez wersję
demonstracyjną pdfFactory www.pdffactory.pl”. To może nie
przeszkadzać w przypadku generowania plików do użytku domowego,
ale wysłać komuś taki plik, to już jakoś trochę wstyd. Aby
pozbyć się tego niechcianego „dodatku” należy zarejestrować
program. Rejestracja PDF Factory nie jest zbyt kosztowna, jednak
jeśli chodzi o starsze wersje, może napotykać trudności. Kiedyś,
za czasów edycji 1.x, było tak, że kto wykupił kod rejestracyjny,
miał prawo do bezpłatnej aktualizacji oprogramowania. W
konsekwencji kod zakupiony z nowszą wersją pasował również do
starszej. Zmieniło się to wraz z wypuszczeniem wersji 2.0: zasada
pozostała, ale tylko w obrębie danej edycji, identyfikowanej przez
pierwszą cyfrę. Tak więc, jeśli dzisiaj ktoś zarejestruje PDF
Factory w wersji 5.35 (aktualna na dzień pisania tego artykułu),
nie użyje otrzymanego kodu do aktywacji wersji 3.25. Pozostaje więc
pozyskanie klucza rejestracyjnego „z drugiej ręki” od kogoś,
kto zaprzestał korzystania z programu, używanie wersji
niezarejestrowanej (ale tylko do domowego użytku), lub poszukanie
innego, całkowicie darmowego oprogramowania.
Uwaga:
Podczas
instalacji PDF Factory 3.25 pod Windows 98 może wystąpić komunikat
błędu sygnalizujący brak biblioteki GDIPLUS.DLL. Biblioteka ta nie
jest standardowo instalowana w tej wersji systemu Windows. Można ją
pobrać stąd
i po rozpakowaniu skopiować do katalogu systemowego (zwykle
C:\WINDOWS\SYSTEM). Można też zainstalować PDF
Factory 2.54 – wcześniejszą, ale niemal tak samo funkcjonalną
wersję, która nie wymaga tej biblioteki.
Znalezienie bezpłatnej alternatywy dla PDF Factory nie okazało się
proste. Niby programów tego typu było całkiem sporo, a jednak
generowane pliki jakieś „nie takie”: czcionka jaśniejsza, mniej
kontrastowa, bardziej „rozmyta”, całość męcząca podczas
czytania. Wyłączenie wygładzania czcionek w Adobe Reader zdradza
istotę problemu (kliknięcie obrazu spowoduje jego powiększenie):
Z lewej – fragment pliku utworzonego przez PDF factory, z prawej –
inny program (w tym przypadku Pdf995 z nieoptymalnymi ustawieniami).
Czcionki po prawej mają poszarpane kontury i występują ubytki
pikseli. Po wygładzeniu w czytniku prezentują się przyzwoicie, ale
ma to swoją cenę. Generalnie, efekt końcowy jest tym lepszy, im
lepsza jest wyjściowa jakość czcionki, przed wygładzeniem.
Poniżej prezentuję dwa programy, które pomimo że nie dopisują
niczego do wyjściowego pliku, generują PDF-y przyzwoitej jakości.
Pdf995 to pierwszy ze znalezionych przeze mnie darmowych programów
do tworzenia plików PDF. Po zainstalowaniu i pierwszych próbach
potrafi zniechęcić: nie dość, że jakość wygenerowanego pliku
nie jest najlepsza, to jeszcze brakuje „polskich liter”. Nie
zniechęcajmy się jednak: program wymaga niewielkich poprawek
konfiguracyjnych.
Otwieramy folder drukarek („Start” → „Ustawienia” →
„Drukarki”) i klikamy prawym klawiszem myszy ikonę drukarki
PDF995. Z menu wybieramy „Właściwości” i klikamy zakładkę
„Czcionki”. Wyświetli się formatka jak na ilustracji,
zaznaczona jest opcja „Używaj wbudowanych czcionek drukarki
zamiast czcionek TrueType”.
Co to są jednak, w tym przypadku, „wbudowane czcionki drukarki”?
Są to czcionki dystrybuowane z programem GhostScript, który został
wykorzystany jako „silnik” konwertujący z formatu PostScript na
PDF. Tylko że te czcionki nie zawierają polskich znaków
diakrytycznych. Należy spowodować, by używane były czcionki
systemowe, zaznaczając „Wyślij czcionki TrueType do drukarki
zgodnie z tabelą podstawień czcionek”.
To jednak nie wszystko, należy kliknąć przycisk „Wyślij
czcionki jako...” i na wyświetlonej formatce ustawić próg
przełączania pomiędzy ładowaniem czcionek bitmapowych i
konturowych na „1” (domyślnie jest „100”).
Teraz możemy wydrukować stronę testową. Jeśli wszystko się
udało, powinniśmy otrzymać plik PDF dobrej jakości.
Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie jeden szczegół: darmowa
wersja Pdf995, choć jej używanie jest całkowicie legalne, za
każdym razem otwiera przeglądarkę internetową i wyświetla stronę
sponsora, a przynajmniej tak było. Obecnie sponsora już nie ma, ale
dalej otwierana jest strona internetowa z informacją, że do
konwersji z PostScriptu na PDF wykorzystywany jest GNU GhostScript
7.05 (w najnowszej wersji programu).
Jeśli ta ostatnia „właściwość” za bardzo przeszkadza (a ma
przeszkadzać), mamy dwa wyjścia: albo zapłacić (skąd to
wiedzieliśmy?), albo wypróbować ostatni program z mojej listy.
Ukazanie się PrimoPDF okazało się, przynajmniej dla mnie, na
długie lata końcem poszukiwań programu do tworzenia plików PDF.
Jest nie tylko darmowy, również do użytku w firmie, ale tworzy
bardzo przyzwoitej jakości pliki. Pierwszej wersji daleko wprawdzie
do funkcjonalności PDF Factory, brakuje na przykład możliwości
skumulowania kilku wydruków w jednym pliku, ale dla mnie
wystarcza.
Wersja działająca pod Windows 98 wykorzystuje, podobnie jak Pdf995,
program GhostScript w charakterze „silnika” konwertującego,
zatem w celu uzyskania zadowalającej jakości wynikowych plików
wymaga analogicznej konfiguracji jak poprzednik.
Użytkownicy Windows 2000 mogą zainstalować nieco bardziej
rozbudowaną i dopracowaną wersję PrimoPDF
2.0.
* To stwierdzenie jest nie do końca prawdziwe. Jeśli Acrobat Reader nie jest zainstalowany, konwersja podczas kopiowania nie jest dostępna. Jest to zatem funkcjonalność dodawana przez firmę Adobe i przypisywanie całej zasługi Microsoftowi nie jest tutaj słuszne, chociaż niewątpliwie współpraca musiała być.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz