wtorek, 9 listopada 2021

Linux na pełnoletnim komputerze

Kilka dni po tym jak zainstalowałem Linuksa MX 19.4 na laptopie Acer (patrz poprzedni wpis) ukazała się wersja beta nowej edycji – MX 21. Na laptopie nie chciałem już zmieniać, zwłaszcza że nie ma oficjalnej drogi aktualizacji i zalecane jest przeinstalowanie systemu. MX 19.4 jest systemem z długim okresem wsparcia, więc na pewno kilka lat podziała. Pomyślałem jednak o swoim komputerze stacjonarnym HP workstation xw6000. Parametry tego sprzętu podałem we wpisie z 20 sierpnia 2015 roku. Zainteresowanych zapraszam tutaj: https://mirekcpl.blogspot.com/2015/08/potwor-czyli-aktualizacja.html. Sprzęt ten służy mi do dzisiaj, chociaż jest już mniej więcej pełnoletni (dokładnie nie wiem, bo był kupiony „z drugiej ręki”). Głównym systemem operacyjnym jest na nim nadal Windows XP.

Na komputerze tym robiłem wiele prób instalowania różnych dystrybucji systemu Linux z myślą nawet nie tyle o zastąpieniu Windows (mam ogromną bibliotekę aplikacji dla tego systemu, poza tym potrzebuję go np. do obsługi starej drukarki) ile o drugim systemie, na wypadek gdyby pod XP coś ważnego przestało mi działać (np. strona transakcyjna mojego banku). W efekcie na oddzielnej partycji dyskowej, obok Windows, pojawił się Antix 19.4. Miał być wprawdzie MX Linux, ale niemile mnie zaskoczył: po pozytywnych próbach z wersją 18.3 spróbowałem zainstalować 19.4 i niestety okazało się, że wystąpiły problemy z obsługą mojej karty graficznej. W Antiksie, pomimo że to „siostrzana” dystrybucja, ten problem nie wystąpił.

Antiksa jednak jakoś nie mogłem polubić, chociaż to bardzo sprawna i stabilna dystrybucja. Jak dla mnie (w porównaniu z MX-em) jest jednak za bardzo „zabałaganiony”, a ponadto wkurzał mnie brak w 32-bitowej wersji (a muszę takiej używać bo komputer ma 32-bitowe procesory) niektórych aplikacji, których chciałem używać. W szczególności nie da się nijak zainstalować klienta Spotify, chociaż miałem go pod MX-em 18.3.

Pojawienie się bety MX Linux 21 skłoniło mnie zatem do kolejnej próby: a nuż się okaże, że błąd z obsługą grafiki został jakimś cudem poprawiony i będę mógł wrócić do dystrybucji, której wolę używać? Ściągnąłem więc obraz ISO MX Linux 21 beta 2 32-bit w wersji Fluxbox (właściwie to nie wiem dlaczego akurat Fluxbox, ale okazało się to brzemienne w skutki), wypaliłem płytę CD i spróbowałem uruchomić na moim komputerze system z płyty. O dziwo, problem z grafiką nie wystąpił, wszystko wydawało się działać poprawnie i nawet dosyć sprawnie jak na live CD i tak stary sprzęt. Postanowiłem zatem zainstalować nowy system w miejsce Antiksa (trudna decyzja, bo miałem tam już trochę rzeczy skonfigurowanych, a czekała mnie reinstalacja), co również zakończyło się pełnym sukcesem. System działał stabilnie i sprawnie, okazało się również, że znowu mogę mieć Spotify (swoją drogą ciekawe, dlaczego pod 32-bitowym Antiksem to taki problem).

Nie ma jednak róży bez kolców: okazało się, że nie mogę zainstalować aplikacji Megasync, pomimo że pod MX-em 19.4 jeszcze była (wrrrrr...). Nawet trudno mieć o to pretensje do twórców MX-a: po prostu programiści zaprzestali rozwoju 32-bitowej wersji Megasync. Co w takiej sytuacji robi użytkownik Windows? Po prostu używa starej wersji aplikacji jak długo się da. Nawet po aktualizacji systemu często daje się używać starego programu dzięki kompatybilności wstecznej, której Microsoftowi nie udało się do końca zepsuć, pomimo że od wprowadzenia Windows 7 konsekwentnie się stara. Jednak takie numery, to nie w Linuksie. No chyba że się jest zaawansowanym programistą, to można sobie ściągnąć źródło, spróbować dopasować i skompilować własną wersję, ale łatwe to nie jest. Nie jestem programistą, więc muszę się pogodzić z brakiem aplikacji Megasync pod MX-em 21 (a pod Windows XP mam).

Po pewnym okresie używania nowego systemu doszedłem jednak do wniosku, że nie lubię Fluxboksa. Nie to że nie potrafię się nim posługiwać, ale standardowy menedżer okien, jakim dla MX-a jest Xfce, jakoś bardziej mi leży. Ściągnąłem zatem obraz ISO z Xfce, wypaliłem płytę, uruchomiłem system z płyty i… problem z grafiką powrócił! Wrrr…! Dlaczego? Przecież te wersje różnią się tylko menedżerem okien, wszystko inne, a w szczególności sterowniki karty graficznej są (a przynajmniej powinny być) takie same! Dociekać jednak nie będę. Nie mam czasu na niekończące się „googlanie”, pytanie na grupach dyskusyjnych i sprawdzanie różnych niesprawdzonych hipotez (bo dyskutanci na grupach obrażają się, jeśli się napomknie, że oczekuje się sprawdzonych rozwiązań). Pozostaje zatem system z nielubianym Fluxboksem, w końcu do wszystkiego człowiek może się przyzwyczaić.

W chwili gdy piszę te słowa na komputerze zainstalowany jest MX Linux 21 w wersji finalnej. Jak się sprawuje? Całkiem dobrze. Nadal jednak nie jest to ta wydajność co Windows XP, zwłaszcza odczuwa się to w multimediach. Tak na przykład pod Windows XP jestem w stanie płynnie odtwarzać na tym sprzęcie (przypominam: pełnoletnim!) filmy na Youtube, oczywiście w niskiej rozdzielczości. Pod Linuksem nie jest to możliwe: nawet w najniższej rozdzielczości wideo się zacina. Z tej przyczyny, oraz dlatego że nie mam pod Linuksem odpowiedników niektórych używanych przeze mnie aplikacji oraz sterowników do starego sprzętu (choćby drukarki Lexmark 1000, którą „odkurzyłem” ostatnio), system ten pozostanie jako drugi, uruchamiany w szczególnych okolicznościach, na przykład kiedy będę potrzebował najnowszej przeglądarki internetowej, albo (jak teraz) pisał na blogu tekst o Linuksie. W każdym razie na tak starym sprzęcie ciągle jeszcze rządzi Windows XP.

czwartek, 4 listopada 2021

Acer Extensa 5630EZ i Linux (i dlaczego nie Windows 10)

Nie przypuszczałem, że kiedykolwiek coś takiego napiszę! Ja, zadeklarowany dinozaur i „windziarz” piszę tekst wychwalający linuksa! No ale jak widać przyszła kryska na matyska.

Zaczęło się od tego, że odziedziczyłem po córce starego laptopa Acer Extensa 5630EZ, bo jej był potrzebny lepszy sprzęt do zdalnej nauki. Jak na dzisiejsze czasy laptop ten rzeczywiście nie imponuje: procesor Pentium Dual Core 2GHz (nawet nie Core 2 Duo!), 2GB RAM (powiększone, bo oryginalnie był 1 GB), zintegrowana grafika Intel, 230GB dysk twardy, wprawdzie SATA, ale wolny. Na komputerze był zainstalowany Windows XP Home. Powinien być co prawda Windows 7, ale w chwili gdy ten komputer był kupowany „siódemka” dopiero wchodziła na rynek i sporo programów nie działało poprawnie.

Skoro jednak laptop już trafił w moje ręce, postanowiłem zaktualizować system do Windows 10, upewniwszy się uprzednio na stronie internetowej producenta, że sprzęt jest kompatybilny z tym systemem. Jako że nadal jest to komputer córki i miał ewentualnie służyć jako rezerwowy (na przykład jak przyjedzie do domu i nie weźmie laptopa), przyjąłem założenie że zostanie zainstalowana najnowsza kompilacja Windows 10, oraz że system będzie automatycznie pobierał aktualizacje jak Microsoft przykazał. To był jednak pierwszy błąd.

Po instalacji okazało się, że Windows 10 jest zbyt „ciężki” dla tego sprzętu. Wprawdzie dał się zainstalować i uruchomić bez problemów, ale pobieranie i instalowanie aktualizacji trwało koszmarnie długo. Postanowiłem jednak wziąć na przeczekanie, a po zaktualizowaniu wszystkiego spróbować zoptymalizować system pod kątem uzyskania jak najlepszej wydajności. Udało się to do tego stopnia, że na komputerze dało się nawet w miarę sprawnie pracować, wprawdzie nie tak komfortowo jak pod XP, ale zawsze.

Pierwsze problemy pojawiły się po tym, jak komputer przeleżał tydzień nieużywany na półce (normalne, skoro miał służyć jako rezerwowy). Co robi Windows 10, jeśli włączy się komputer po dłuższym okresie nieużywania? Ściąga aktualizacje! W przypadku takiego sprzętu ma to jednak ten skutek, że na laptopie przez dłuższy czas (czasem nawet godzinę) nie dawało się nic sensownego robić, cały system był totalnie „zamulony”. Jako dinozaur i użytkownik starych systemów jestem przyzwyczajony do tego, że włączam komputer i na nim pracuję. Trudno mi było zaakceptować to, że muszę czekać aż szanowny Microsoft coś na moim sprzęcie zrobi.

Postanowiłem jednak dać systemowi jeszcze jedną szansę i spróbować zainstalować Microsoft Teams, żeby sprawdzić czy laptop będzie się nadawał jako rezerwowy do zdalnej nauki. Chcemy tego czy nie, szkoły i uczelnie przyjęły „Teamsy” jako narzędzie do zdalnego nauczania i użytkownik nie ma tu żadnego wyboru, nawet jeśli (jak ja) się z tym nie zgadza. Zainstalowanie „Teamsów” okazało się jednak porażką. Nie tylko że program totalnie „zabił” system, uruchamiał się koszmarnie powoli i nic się praktycznie nie dało zrobić, nawet logowanie do konta sprawiało problem, to w dodatku nawet nieuruchomiony pozostawiał swojego agenta, spowalniając pracę na komputerze w nieakceptowalnym stopniu.

Skoro jednak nie mogę mieć „Teamsów”, a jak się później okazało także inne rozbudowane programy sprawiały problemy, to po co mi w ogóle Windows 10? Może po prostu wrócić do wypróbowanego XP? Tak bym zrobił, gdyby to był mój podstawowy komputer. Jako wieloletni użytkownik Windows zgromadziłem ogromną bibliotekę oprogramowania na wszelkie możliwe okazje i odpowiada mi, że jak chcę na komputerze zrobić coś nowego, to w większości wypadków wystarczy mi sięgnąć na półkę. Poza tym ciągle używam programów (wybaczcie, nie napiszę jakich), które nie mają swoich odpowiedników dla innych systemów operacyjnych. Jednakże laptop ma służyć jako drugi komputer, do podstawowych, codziennych czynności (skoro do zdalnej nauki się nie nadaje), postanowiłem zatem dać kolejną szansę, jakiemuś systemowi z rodziny Linux. W końcu to mocniejszy sprzęt od tego na którym dotychczas robiłem tego typu próby, co stanowiło pewną obietnicę nowych doświadczeń.

Wybrałem dystrybucję MX Linux 19.4, gdyż z tą rodziną systemów miałem już do czynienia i wiedziałem, że mogę się spodziewać dobrej wydajności, ciekawego zestawu zainstalowanych aplikacji oraz wygodnego, sprawnego interfejsu. W odróżnieniu od poprzednich prób wybrałem wersję 64-bitową, gdyż zainstalowany w laptopie procesor jest (już) 64-bitowy.

Zainstalowałem system i... rewelacja! Nie tylko, że laptop pod kontrolą MX Linux 19.4 po prostu działa i to działa sprawnie! Nawet multimedia są obsługiwane z wystarczającą wydajnością. W dodatku podczas instalacji wykryte zostały i są obsługiwane prawie wszystkie komponenty sprzętowe laptopa, łącznie ze slotem PC Card (który działał pod XP a nie chciał działać pod Windows 10) i klawiszami specjalnymi na klawiaturze (działa zmiana jasności, regulacja głośności, przełączanie monitorów a nawet wywoływanie przeglądarki internetowej i programu pocztowego odpowiednimi klawiszami). Jednym słowem, MX Linux zachowuje się tak, jakby był specjalnie stworzony dla tego laptopa, choć przecież nie jest. Nie chcę tutaj odwoływać tego, co wcześniej pisałem o linuksie: nawet na tym komputerze Linux nie pracuje wydajniej niż Windows XP. Pracuje jednak z bardzo dobrą wydajnością, bijąc na głowę Windows 10 i jeśli chcemy mieć nowoczesny system operacyjny na wiekowym sprzęcie, to właśnie taki.

Początkowo system MX Linux był zainstalowany na odrębnej partycji dyskowej, obok Windows 10. Chciałem sprawdzić jak się będzie sprawował, nie odcinając sobie jednocześnie drogi odwrotu. Po pewnym okresie użytkowania skończyło się jednak na tym, że partycje z Windows 10 zostały całkowicie usunięte. Przynajmniej na tym laptopie MX Linux zostaje i rządzi!