niedziela, 4 października 2020

Lexmark 1000 – reaktywacja starej drukarki

Tym razem postanowiłem napisać nieco o starej drukarce, którą niedawno wyciągnąłem ze strychu, gdzie przeleżała kilkanaście lat. Właściwie trudno tu mówić o „reaktywacji”, bo drukarka cały czas była sprawna. Na strych trafiła z jednego powodu: nie można kupić pasujących do niej kartridży z atramentem, gdyż nie są już od dawna produkowane. Niedawno jednak znalazłem na popularnym serwisie aukcyjnym „nowy” oryginalny tusz kolorowy do tej drukarki w cenie 1 zł i postanowiłem spróbować uruchomić mój zabytek. Wprawdzie po doliczeniu kosztów przesyłki okazało się, że tak naprawdę muszę zapłacić 15 zł, ale i tak go kupiłem. Czy było warto? Mnie się wydaje że tak, ale oceńcie sami.

Na początek jednak kilka słów o samej drukarce. Jest to model Lexmark 1000 Color Jetprinter wyprodukowana prawdopodobnie w 1997 roku. Ja ją kupiłem rok później na jakiejś bazarowej wyprzedaży. W swoim czasie była to tania drukarka atramentowa przeznaczona przede wszystkim do zastosowań domowych. O takim przeznaczeniu świadczy między innymi fakt, że używa kartridży czarnych (13400HC) i kolorowych (13619HC), ale… zamiennie! Po założeniu czarnego tuszu można drukować tylko w odcieniach szarości, a po założeniu kolorowego – czerń jest uzyskiwana przez nakładanie kolorów (i oczywiście nie jest idealna). Nieużywany w danej chwili nabój można umieścić w specjalnym uchwycie z tyłu drukarki. Urządzenie łączy się z komputerem poprzez interfejs równoległy Centronics, kiedyś najpopularniejsze złącze do obsługi drukarek, obecnie prawie
już nie spotykane. Nominalna rozdzielczość drukarki to według dokumentacji 600 dpi, ale moim zdaniem jest to wartość interpolowana. Rozdzielczość sprzętowa to najprawdopodobniej 300 dpi.

Po zakupieniu naboju wyciągnąłem ze strychu drukarkę, zainstalowałem kartridż, podłączyłem do komputera i zainstalowałem sterowniki. Tutaj jednak uwaga: potrzebny jest komputer posiadający złącze równoległe (u mnie HP Workstation xw6000, opisany tutaj) oraz system operacyjny ze sterownikami dla takiego zabytku, w moim przypadku Windows XP. Pierwsza próba wydrukowania strony testowej zakończyła się fiaskiem. Nabój był całkowicie zaschnięty i na papierze nie pozostał żaden ślad wydruku. Tyle, że ja właśnie na to liczyłem! Znacznie gorzej byłoby, gdyby miał wymieszane kolory, co w przypadku przeterminowanych kartridży jest równie częstym zjawiskiem.

Chciałbym tutaj jeszcze raz podkreślić: nie jest możliwe kupienie sprawnego naboju 13400HC czy 13619HC, choć zdarzają się oferty „nowych” produktów. „Nowy” w tym przypadku może oznaczać jedynie „nieużywany”, ale za to przechowywany co najmniej kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt lat. Taki kartridż po prostu nie może być sprawny.

Ja jednak dokonałem zakupu świadomie. Przez lata używania drukarek atramentowych doszedłem do dość dużej wprawy w samodzielnej regeneracji kartridży (nigdy nie kupowałem drukarki atramentowej z myślą o używaniu wyłącznie nowych, oryginalnych tuszy), w dodatku z dawnych czasów został mi specjalny klucz do zdejmowania „kapturka” naboju 13619HC (w celu odsłonięcia otworów do napełniania) oraz klips regeneracyjny do odciągania nadmiaru tuszu i udrażniania głowic. Miałem też dedykowany atrament do drukarek Lexmark, wprawdzie do nowszych modeli (pozostał mi po drukarce Z25, która „padła”), ale byłem pewny, że będzie pasował. Rzeczywiście: po kilkakrotnym przepłukaniu naboju ciepłą wodą w celu usunięcia złogów starego atramentu (tu właśnie przydaje się klips) i napełnieniu świeżym tuszem, strona testowa wydrukowała się poprawnie i wyglądała tak, jak zapamiętałem z dawnych czasów.

Pora na wrażenia z eksploatacji. Po pierwsze, urządzenie drukuje naprawdę baaaardzo wolno. Przez lata nieużywania zdążyłem się już od tego odzwyczaić. Obecnie moją główną drukarką jest HP DeskJet 1050, też nie demon szybkości, mimo to różnica jest kolosalna. Dość powiedzieć, że strona testowa Windows XP drukowała się na Lexmarku 115 sekund, a na HP – 17 sekund. Druga sprawa, to jakość druku. Przy używaniu naboju kolorowego wyraźnie brakuje pigmentowej czerni. Druk jest jakby „zszarzały”, czasem z lekkim podbarwieniem (zależy to od jakości tuszu użytego do napełniania). Litery są dość „grube”, a ich kontury rozmyte. Wynika to stąd, że otwory dysz drukujących są dużo większe, niż stosowane we współczesnych drukarkach. Pomimo tego jakość drukowania tekstu jest wystarczająca do typowych zastosowań domowych czy nawet urzędowych. Jeśli nie potrzebujemy koloru, to można ją jeszcze znacznie poprawić (i dodatkowo przyspieszyć drukowanie) używając naboju czarnego. No a co z kolorem? Nie ma się co łudzić: fotograficznej jakości tutaj nie uzyskamy. Odcienie kolorów budowane są z „grubych” punktów (patrz powiększony obraz okna Windows ze strony testowej) wyraźnie widocznych z bliskiej odległości. Jednakże do wyróżniania fragmentów tekstu czy grafiki biznesowej taki kolor może wystarczyć, a i zdjęcie wydrukowane w większym formacie (np. A4) i oglądane z pewnej odległości wygląda

przyzwoicie. Wydaje mi się, że jeśli ktoś potrzebuje od czasu do czasu wydrukować jedną lub najwyżej kilka stron (a takie właśnie jest przeznaczenie Lexmarka 1000), nawet tak stara drukarka może się jeszcze przydać.

Dla kogoś samodzielnie napełniającego kartridże, Lexmark 1000 ma jeszcze inne zalety. Kartridże mają stosunkowo dużą pojemność, duże otwory dysz drukujących sprawiają, że nie są podatne na zasychanie i dobór atramentu nie jest krytyczny (czarne naboje 13400HC napełniałem kiedyś atramentem do wiecznych piór marki Pelikan, i też działały), no i najważniejsze: absolutnie żadnych zabezpieczeń przed ponownym napełnianiem. Żadnych chipów, liczników, blokad i innych takich. Dzisiaj to brzmi jak bajka, prawda?

No dobrze. Mamy jednak koniec roku 2020, komputerów z portem równoległym i systemem Windows XP prawie nikt już nie używa, czy można więc wydrukować coś na takiej drukarce, mając do dyspozycji, dajmy na to, laptopa z najnowszą kompilacją Windows 10 (na którym piszę te słowa)? Otóż można, pod warunkiem że mamy inny komputer zdolny obsłużyć drukarkę i skonfigurowaną sieć komputerową. Na serwerze drukarki (tak to nazwijmy) trzeba skonfigurować i udostępnić w sieci wirtualną drukarkę postscriptową (jak to zrobić opisałem tutaj), a na komputerze z Windows 10 połączyć się z nią używając sterownika drukarki obsługującej PostScript, o czym tutaj. Mała uwaga: w stworzonym dwa lata temu opisie zaproponowałem użycie sterownika „HP Color LaserJet CP4005 PS Class Driver”. Kiedy niedawno spróbowałem powtórzyć procedurę na laptopie z najnowszą (w chwili gdy piszę te słowa) kompilacją Windows 10 wersja 2004 okazało się, że tego sterownika… nie ma, bo Microsoft usunął go z serwisu Windows Update! Proponuję zatem sterownik „HP Color LaserJet 2800 Series PS”, a tak nawiasem mówiąc to wkurza mnie, że używam czegoś a za dwa lata tego nie mam, bo ktoś w Microsofcie stwierdził, że mi niepotrzebne!