wtorek, 31 grudnia 2019

Stary komputer – nowy system operacyjny? Niekoniecznie


              No i stało się! Postanowiłem na moim starym HP Workstation xw6000 (specyfikacja tutaj) wymienić Windows XP na Windows 10. Głównie dlatego, że stareńki XP zaczyna już sprawiać pewne problemy jeśli chodzi o współpracę z innymi systemami (z takim jednym firewall-em chciałem zestawić VPN), serwisami WWW (stare przeglądarki nie zawsze sobie radzą), komunikatorami (większość już nie działa), czy serwisami komercyjnymi (IPLA nie działa, nowy klient Spotify – też itd.). W dodatku w związku z zakończeniem wsparcia dla Windows 7 pojawiły się w sklepach internetowych różne promocje, dzięki którym zdobycie licencji na Windows 10 może nie kosztować ponad 500 zł, a znacznie mniej.

              Na stronach Microsoftu odnalazłem wymagania dla nowego systemu, które okazały się całkiem łagodne: procesor 1 GHz, 2 MB RAM, dysk twardy 16 GB... Stwierdziłem, że mając do dyspozycji dwa procesory 2,8 GHz (wprawdzie tylko 32-bitowe), 2 MB RAM i partycję dyskową 32 GB powinienem 32-bitową wersję Windows 10 zainstalować bez problemu. No to do dzieła!

              Pobrałem obraz ISO nośnika Windows 10 32-bit edycja 1909 (polska), wypaliłem płytę DVD (32-bitowy obraz jeszcze się mieści na „zwykłej” płycie), włożyłem do napędu i uruchomiłem komputer. Pięknie: pojawiło się charakterystyczne logo Windows 10, komputer zaczął coś tam czytać z płyty i... restart! Po ponownym uruchomieniu z płyty – ponowny restart i tak bez końca. Pierwsze o czym pomyślałem, to że płyta jest jakaś wadliwa. Może obraz źle pobrany, albo źle nagrany... ale spróbowałem z niej wystartować trochę nowszego laptopa Lenovo z procesorem Pentium Dual Core i instalator uruchomił się normalnie. Zatem płyta dobra. Spróbowałem jeszcze raz na składaku z procesorem Pentium 4 2,4 GHz i zachował się podobnie jak xw6000. No to zacząłem szukać.

              Przeglądając internet natknąłem się na informację (ale nie na stronach Microsoftu), że wprawdzie minimum dla Windows 10 to procesor 1 GHHz, ale obsługujący technologie PAE, NX i SSE2. No właśnie: NX (od no execute), a w wydaniu Intela – XD-bit. Rzecz w tym, że ta technologia pojawiła się w procesorach Intel Pentium 4 w 2004 roku (technologia Prescott), a w procesorach Intel XEON – jeszcze dwa lata później. Tymczasem moje XEON-y w xw6000 to Presconia, a Pentium 4 w składaku – Northwood, wszystkie wypuszczone na rynek w 2002 roku. Tak więc na moim xw6000 Windows 10, nawet 32-bitowy, „nie pójdzie”. Szkoda tylko, że Microsoft nie sprecyzował dokładniej wymagań sprzętowych dla swojego systemu. Może nikt nie przypuszczał, że ktoś będzie próbował stawiać nowy Windows na „pełnoletnich” procesorach, jednak to dość marne wytłumaczenie.

              No a gdyby zainstalować system operacyjny spoza rodziny Windows? Na przykład Linux? Powiem tak: Linux (MX Linux 18) jest zainstalowany na moim komputerze, na oddzielnej partycji dyskowej i działa, jednak bardzo rzadko go uruchamiam. Dlaczego? Bo w typowych zastosowaniach „desktopowych”, a zwłaszcza przy obsłudze multimediów, jest mniej wydajny niż Windows XP, zaś dla tego ostatniego mam mnóstwo nazbieranych programów praktycznie do wszystkich interesujących mnie zastosowań. Poza tym problemy z VPN-em udało się obejść, znalazłem przeglądarkę działającą pod XP i całkiem dobrze radzącą sobie ze współczesnymi serwisami WWW (zainteresowanych odsyłam tutaj), komunikatory mnie nie bardzo interesują (zbyt absorbujące) a bez IPLI się obejdę (zresztą pod Linuksem też trzeba stosować „sztuczki”, żeby działała). Tak więc nie mam motywacji. Na pewno prędzej czy później zostanę zmuszony do porzucenia mojego XP (choćby dlatego, że nie będzie już ochrony antywirusowej, czy pojawią się nowe usługi z których będę chciał korzystać), ale czy wtedy będzie jeszcze jakaś dystrybucja Linuksa działająca na moim sprzęcie? Pożyjemy, zobaczymy. W każdym razie nie po raz pierwszy okazało się, że lepsze jest wrogiem dobrego.

sobota, 28 grudnia 2019

Jaki antywirus dla Windows XP?


              Bezpośrednią inspiracją do napisania tego tekstu było zdarzenie sprzed kilku dni, kiedy to coś mi odbiło (szczegóły nie należą do tematyki tego bloga) i postanowiłem wymienić na moim komputerze z Windows XP (HP Workstation xw6000, dokładniejsza specyfikacja tutaj) dotychczas używany, darmowy program antywirusowy na komercyjną wersję McAfee Internet Security 3. W końcu w wielu internetowych publikacjach produkt McAfee pojawia się wysoko na liście rekomendowanych nie tylko dla tego systemu operacyjnego, ale dla Windows w ogóle.

              Efekt był taki: po bezproblemowej instalacji zauważyłem znaczne spowolnienie systemu, dłużej otwierały się aplikacje i wolniej reagowały na podejmowane działania, ale postanowiłem „wziąć na przeczekanie”, gdyż w przypadku wielu produktów antywirusowych po początkowym spowolnieniu wynikającym z odbywającego się w tle wstępnego skanowania, obliczania sygnatur plików, indeksowania i tym podobnych czynności komputer odzyskuje (w większym lub mniejszym stopniu) dawną sprawność. Tym razem jednak tak się nie stało, a „gwoździem do trumny” okazała się sytuacja, gdy chciałem zaktualizować jeden z zainstalowanych wcześniej programów (Macrium Reflect, nawiasem mówiąc bardzo polecam do robienia kopii bezpieczeństwa). W tej sytuacji system prawie stanął, zaś aktualizacja trwała wielokrotnie dłużej niż normalnie.

              Zacząłem rozumieć użytkowników narzekających na tragiczną wydajność systemu Windows XP, a nawet migrujących na Linuksa, chociaż podczas moich prób Linux nigdy, ale to naprawdę nigdy nie wykazał na tym samym sprzęcie przewagi wydajnościowej nad Windows XP w typowych zastosowaniach desktopowych (a o serwerach ten blog nie traktuje). Zaznaczam przy tym, że testowałem dystrybucje należące do głównego nurtu, a nie minidystrybucje wyposażone w zestaw specjalnie dobranych, „lekkich” (i ograniczonych funkcjonalnie) programów, które natychmiast tracą swój „minimalizm” w przypadku zainstalowania „pełnowymiarowych” aplikacji.

              No dobrze: ale to przecież nie jest „wina” systemu operacyjnego, tylko antywirusa! Może w takim razie w ogóle go nie instalować? Znam (głównie z komentarzy na forach internetowych) „twardzieli” używających Windows bez zabezpieczenia antywirusowego, ale sam do nich nie należę. Jaki zatem program wybrać, aby nie stracić (albo stracić bardzo niewiele) na wydajności systemu, zwłaszcza że Windows XP działa zwykle na bardzo leciwym sprzęcie? Wydaje mi się, że w chwili obecnej jedynym sensownym rozwiązaniem jest zainstalowanie programu wykorzystującego chmurę obliczeniową. „Klasyczne” antywirusy stały się zbyt rozbudowane i skomplikowane, żeby słaby sprzęt mógł sobie z nimi poradzić. Wyjątek – na koniec. Poniżej przedstawiam swoje propozycje. Wszystkie te programy wypróbowałem osobiście, zaznaczam jednak, że nie przeprowadzałem i nie będę przeprowadzał żadnych badań skuteczności. W każdym razie przy w miarę (mam nadzieję) rozsądnym używaniu komputera (fani pornhuba nie powinni w ogóle używać Windows XP, a jeszcze lepiej – jakiegokolwiek Windows, a najlepiej – komputera) żadnego robala dotychczas nie złapałem. Wszelkie moje uwagi należy jednak traktować jako bardzo subiektywne, niczego nikomu nie gwarantuję.



              Produkt hiszpańskiej firmy Panda Security plasuje się w czołówce większości niezależnych testów oprogramowania antywirusowego pod względem wykrywalności zagrożeń. Jest przy tym zdumiewająco „lekki” – w stanie spoczynku obciążenie procesora waha się od zera do kilku procent. U mnie jednak Panda zaliczyła „wpadkę”: zdarzyło się, że po pewnym czasie używania programu obciążenie procesora nagle „skoczyło” do bardzo wysokiej wartości, aby następnie spaść do normalnego poziomu po zaktualizowaniu się programu. Kiedy po jakimś czasie „zabawa” powtórzyła się po raz drugi – wymieniłem Pandę na inny program, bardziej przewidywalny w zachowaniu. Nie wiem, czym było spowodowane takie działanie Pandy, być może były to jakieś przejściowe problemy. W każdym razie uważam, że ten produkt jest na tyle dobry, że zasługuje na kolejną szansę.


              Antywirus chińskiego producenta Quihoo wzbudza wiele kontrowersji: od entuzjastycznych opinii po posądzenia o oszustwo. Nie tylko dlatego że jest chiński, ale również dlatego, że w początkowym okresie zaliczył kilka spektakularnych „wpadek”, jak oszukiwanie w testach czy umieszczenie wirusa na liście zaufanych plików. Mamy jednak koniec roku 2019, produkt okrzepł, doczekał się polskiej strony internetowej i można przypuszczać, że błędy młodości ma już poza sobą. Cóż z tego, skoro pojawiły się nowe: w aktualnej wersji dodano (nie wiem po co) moduł wyświetlający wiadomości i reklamy. Program jest jednak bardzo „lekki” (nawet wiadomości go nie obciążyły), zaś korzystanie oprócz własnego silnika skanującego z silników Aviry i BitDefendera wydaje się obiecywać wysoką wykrywalność zagrożeń. Dodatkowe zabezpieczenie polega na tym, że w przypadku gdy jakikolwiek proces próbuje modyfikować lub instalować biblioteki dll, zapisywać cokolwiek w folderach systemowych, rejestrze, czy modyfikować ustawienia systemu, pojawia się ostrzeżenie antywirusa z możliwością zablokowania takiego działania. Bywa to uciążliwe przy instalacji nowego oprogramowania, jednak jednocześnie daje pewność, że jakiekolwiek nieuprawnione działanie w systemie nie przejdzie niezauważone. Pewność względną: 360 Total Security nie jest programem dla użytkowników, którzy mają zwyczaj potwierdzania wszystkiego bez czytania treści komunikatu.


              SecureAPlus jest na tyle popularny, że na wielu forach w internecie, jeśli tylko jest mowa o poszukiwaniu „lekkiego” programu antywirusowego pojawia się sugestia: „zainstaluj SecureAplus”. Rzeczywiście: obciążenie systemu operacyjnego generowane przez ten program jest minimalne, zaś korzystanie w chmurze z kilkunastu silników skanujących zapewnia dużą skuteczność wykrywania zagrożeń. W dodatku program może, co jest wyjątkiem, współpracować na tym samym komputerze z innym systemem antywirusowym, stanowiąc jego uzupełnienie. Jednakże jest to program specyficzny. Blokowanie niepożądanego oprogramowania odbywa się głównie w oparciu o „białe” i „czarne” listy, zaś skanowanie przy pomocy silników antywirusowych służy jedynie wygenerowaniu sugestii (niekiedy bardzo mocnej sugestii), co zrobić z danym plikiem. Ponadto oprogramowanie kieruje się zasadą „najpierw blokuj”, co z jednej strony zabezpiecza przed działaniami wykonywanymi w tle przez szkodliwe oprogramowanie, z drugiej jednak – bywa uciążliwe gdy sami chcemy coś zainstalować lub zmodyfikować w systemie. Na pewno nie jest to oprogramowanie typu „zainstaluj i zapomnij”.


              ClamWin to w pełni darmowy (również do zastosowań komercyjnych) program antywirusowy dla Windows rozwijany na zasadach open source. Oparty jest o znany z systemów linuksowych silnik skanujący ClamAV i kompatybilny z jego bazami danych. Niestety jego wadą jest brak ochrony w czasie rzeczywistym. Lukę tę próbuje wypełnić właśnie ClamSentinel, którego zadaniem jest wykrywanie zmian w plikach systemowych i innych nowo instalowanych bądź modyfikowanych plikach wykonywalnych, i ich skanowanie za pomocą ClamWin. Uzyskujemy w ten sposób namiastkę ochrony w czasie rzeczywistym. Piszę „namiastkę”, gdyż może się zdarzyć, że przy jednoczesnym instalowaniu wielu plików jakiś szkodliwy program zdąży się uruchomić i narobić szkód, zanim zostanie przeskanowany. W praktyce jednak ryzyko jest niewielkie i podczas testów musiałem się specjalnie postarać, żeby uzyskać taki efekt.

              Clam Sentinel posiada ponadto dodatkową ochronę w postaci blokowania niepożądanych działań w systemie, przy czym za takie działania uważa nie tylko instalowanie czegokolwiek w folderach systemowych czy rejestrze, ale nawet jakiekolwiek modyfikacje ustawień systemu operacyjnego czy ikon pulpitu. W efekcie przy włączonej tej funkcji w systemie praktycznie nie da się zainstalować jakiegokolwiek oprogramowania i trzeba Sentinela na czas instalacji wyłączać. Z drugiej strony jednak – w systemie skonfigurowanym do pracy żadna szkodliwa instalacja w tle nie przejdzie niezauważona.

              ClamWin nie jest oprogramowaniem „chmurowym” i podczas pracy generuje dość znaczne obciążenie procesora. W konfiguracji z Clam Sentinelem skanowanie odbywa się w tle, co może skutkować zauważalnym spadkiem wydajności systemu. Z drugiej jednak strony nawet przy obciążeniu 100% system pozostaje „responsywny”, nie ma efektu blokady.

              No dobrze: ale skąd w ogóle tandem ClamWin + Clam Sentinel w moim zestawieniu? Wcześniej prezentowane programy wydają się zapewniać lepszą wydajność i ochronę. Z dwóch powodów: po pierwsze oprogramowanie to może pracować na komputerze bez dostępu do internetu, byle tylko zapewnić aktualizację baz (a to można robić np. przy pomocy pendrive-a). Drugi powód jest następujący: prawdopodobnie kiedy inni producenci już na dobre porzucą Windows XP, ClamWin i Clam Sentinel pozostaną jeszcze długo. Skąd to przypuszczenie? Bo do dnia dzisiejszego obsługiwany jest Windows 98.

środa, 6 listopada 2019

Windows XP – jaka przeglądarka?

Wprawdzie Windows XP już dawno został okrzyknięty martwym systemem (w końcu wsparcie dla niego zakończyło się w 2014 roku a mamy rok 2019), ale jak dotąd nie chciałem przyjąć tego do wiadomości. No bo niby dlaczego mam się pozbywać działającego, dobrze znanego, spełniającego większość moich potrzeb systemu operacyjnego, tylko dlatego że ktoś tak powiedział?

Jakiś czas temu problemy ze starym systemem dopadły jednak nawet tak konserwatywnego dinozaura jak ja, a to z powodu zmian w serwisach internetowych, z których regularnie korzystam. Co do tych zmian mam mieszane uczucia, gdyż nie zauważyłem, żeby w istotny sposób przekładały się na zwiększoną funkcjonalność czy wygodę obsługi, koncentrując się głównie na warstwie wizualnej (co dla mnie ma znaczenie drugorzędne), czy reklamowej (co dla mnie bywa wręcz niepożądane), ale stało się: zmiany zaszły i używane przeze mnie dotychczas przeglądarki przestały sobie radzić.

Już nawet linucha (MX Linux) postawiłem na oddzielnej partycji (bo za Windows 10 do starego sprzętu płacił nie będę a i kompa na razie zmieniać nie zamierzam) z takim nastawieniem, że jak jakaś strona nie będzie poprawnie działała pod Windows XP, to uruchomię Linuksa z najnowszą przeglądarką.

Linux jednak nie jest dla mnie najlepszym rozwiązaniem. Nie tylko że mam zgromadzoną ogromną ilość oprogramowania dla Windows praktycznie na każdą okazję (większość to wprawdzie stare wersje, ale spełniają zadania do których zostały stworzone), ale w dodatku nowe linuksy mają problemy z obsługą starego sprzętu, zwłaszcza układów graficznych, uzyskując albo niższą wydajność w porównaniu z XP (Radeon) lub nawet obsługując źle (GeForce). Rozwiązywanie każdego problemu trwa wielokrotnie dłużej („googlanie” po różnych, często zagranicznych forach), a ja lubię mieć wszystko szybko i wygodnie. Z Internetem też zresztą nie jest tak różowo, bo niektóre komercyjne serwisy (zwłaszcza korzystające z DRM) albo całkowicie odmawiają współpracy z
Linuksem, albo trzeba je jakoś sprytnie oszukiwać (i znowu „googlać”).

Czy jednak rzeczywiście nie da się nic zrobić z Windows XP, żeby mu jeszcze jakoś przedłużyć życie? Okazuje się, że się da i najnowszymi „odkryciami” w tej dziedzinie chciałbym się podzielić niżej.



New Moon to fork (odgałęzienie) projektu Pale Moon (który z kolei powstał na bazie Firefoksa) stworzony przez programistę posługującego się pseudonimem roytam1. Jest to właściwie kompilacja Pale Moona działająca pod Windows XP. Wyglądem nawiązuje do klasycznego Firefoksa sprzed powstania edycji Quantum. Działa stabilnie, bardzo dobrze radzi sobie ze współczesnymi serwisami internetowymi, jak dotąd nie zaobserwowałem problemów na odwiedzanych przeze mnie stronach. Obsługuje starsze dodatki do Firefoksa napisane w języku XUL (warto zainstalować repozytorium Classic add-ons archive), oraz kilka własnych. Właśnie ta przeglądarka sprawiła, że ostatnio jakoś nie czuję potrzeby uruchamiania Linuksa, pracując pod starym, dobrym Windows XP.

Projekt jest cały czas rozwijany, po pojawieniu się nowej wersji Pale Moona w niedługim czasie pojawia się nowa wersja New Moona.
 

Link do tej przeglądarki umieścił w komentarzu z dnia 22.02.2020 kolega xp234. Postanowiłem dodać to uzupełnienie, bo nie wszyscy czytają komentarze, a zauważyłem duże zainteresowanie kompilacjami Pale Moona dla XP.

No więc MyPal to kolejna kompilacja Pale Moona działająca pod Windows XP, tym razem obsługiwana przez programistę posługującego się pseudonimem Fedor2. Na pierwszy rzut oka jedyna różnica pomiędzy New Moon i MyPal polega na tym, że logo zamglonego księżyca zastąpiono równie zamglonym, topornie wyciętym ze zdjęcia pyszczkiem jakiegoś szopa (jeśli źle rozpoznałem to wybaczcie, nie jestem ekspertem od zwierząt). Znalazłem jednak stronę (linku nie publikuję bo nie jest dostępna publicznie), którą New Moon wyświetlił niepoprawnie (brakowało jednego linku), a MyPal poradził sobie bezbłędnie, tak więc jakieś drobne różnice w działaniu mogą być. Poza tym, co może okazać się ważhttps://www.mypal-browser.org/ne dla niektórych użytkowników, MyPal ma spolszczenie!


Jeśli komuś nie podoba się „klasyczny” wygląd New Moona, może wypróbować Serpenta. To też fork, tym razem projektu Basilisk, też opartego na bazie Firefoksa, ale nawiązującego do współczesnego wyglądu. U mnie pasek zakładek jest pod paskiem adresu, bo ja tak chcę (dodatek Tabs on Bottom), ale w oryginale jest powyżej. Tutaj także obsługiwane są starsze dodatki do Firefoksa. Jeśli chodzi o stabilność i kompatybilność z nowymi serwisami WWW, to powinno być równie dobrze jak w przypadku New Moona, ale głowy nie daję, bo nie mam doświadczenia. Kto jest ciekawy, niech sam wypróbuje.

Również i ten projekt jest „żywy”, nowe wersje pojawiają się na bieżąco. Czy będzie dla kogoś zaskoczeniem jeśli powiem, że tym także zajmuje się roytam1?



K-Meleon to przeglądarka WWW oparta na „silniku” Gecko, podobnie jak Firefox, jednak napisana zupełnie od nowa i tylko dla systemu Windows. Pozwoliło to na pozbycie się narzutu związanego z wieloplatformowością Firefoksa i uzyskanie znacznie większej sprawności działania. Niestety oryginalny projekt popadł w fazę zastoju. Ostatnie wydanie stabilne, K-Meleon 75.1, liczy sobie już ponad cztery lata, zaś wersja rozwojowa, K-Meleon 76RC2, chociaż stabilnie działająca i nadająca się do codziennej pracy, nosi datę 20 grudnia 2016 r. Nie mogło to pozostać bez wpływu na obsługę nowych serwisów WWW.

Od czegóż jednak są forki? Poza oficjalnym kanałem dystrybucji powstało odgałęzienie bazujące na „silniku” Goanna (czy będzie zaskoczeniem, że roytam1 również i w to się angażuje?), który z kolei sam jest forkiem Gecko. Zmiana zaowocowała dalszym wzrostem wydajności i sprawności obsługi multimediów. W tej ostatniej dziedzinie KM-Goanna dorównuje Google Chrome i bije na głowę Firefoksa oraz inne przeglądarki oparte na Gecko.

Jeśli chodzi o obsługę dodatków, to KM-Goanna ma wbudowany prosty bloker reklam oparty na stylach CSS oraz obsługuje dodatki stworzone dla K-Meleona 76. Niestety nie jest to wielka baza, znajduje się w niej jednak specjalna wersja AdBlock Plusa, który jest skuteczniejszy i łatwiej konfigurowalny niż oryginalny bloker. Dodatek ten w wersji działającej z KM-Goanna 76.x umieściłem tutaj, gdyż nie tak łatwo odnaleźć go w sieci.
 
No a jak ze współczesnymi serwisami WWW? Powiedziałbym – średnio. Do niedawna była to moja podstawowa przeglądarka dla Windows XP, od czasu do czasu, głównie ze względu na multimedia, uruchamiałem Chrome (ostatnią działającą pod XP wersję). Kiedy jednak odmówiły działania niektóre funkcje interfejsu jednego z dominujących w Polsce serwisów aukcyjnych, zacząłem się rozglądać za czymś innym (wtedy właśnie zainstalowałem Linuksa).
 
Do dzisiaj jednak KM-Goanna pozostaje podstawowym wyborem, jeśli ktoś chce mieć naprawdę szybką przeglądarkę dla Windows XP, a przy tym nowocześniejszą niż nierozwijane już na tej platformie Google Chrome czy Opera i całkiem dobrze radzącą sobie z multimediami. W takim przypadku polecam zainteresowanie się niewielkim plikiem loader.exe znajdującym się w katalogu przeglądarki i dodanie linku do niego w autostarcie, zwłaszcza jeśli uruchamiamy strony WWW przez odsyłacze z innych programów, choćby z klienta poczty elektronicznej. Spowoduje to wprawdzie pewne wydłużenie czasu uruchamiania systemu (tak, wiem że i bez tego Windows XP potrafi startować baaaardzo wolno) i zajęcie pewnej ilości zasobów, ale za to przeglądarka będzie się uruchamiała błyskawicznie nawet na stosunkowo słabym sprzęcie.

Nightly(Firefox 45.9)

Ostatnia z prezentowanych przeglądarek to propozycja przeznaczona dla tych, którzy z jakiegoś powodu nie mogą się rozstać z Firefoksem 45.9, na przykład dlatego, że korzystają z jakichś starych serwisów źle obsługiwanych przez nowsze przeglądarki, albo na przykład mają jakieś urządzenia sterowane przez interfejs WWW, których oprogramowania (firmware) z jakichś powodów nie da się zaktualizować. Nightly jest próbą (dość udaną) dalszego rozwoju linii 45.9 Firefoksa z myślą o przystosowaniu go do obsługi nowych serwisów. Co z tego wyszło? Na poziome KM-Goanna: większość stron będzie się wyświetlała poprawnie, ale będą wyjątki.

Sposób na uparte banki (i inne takie)
No dobrze: zainstalowałem najnowszą wersję New Moon, KM-Goanna czy Serpenta, a mój bank uparcie twierdzi, że używam nieaktualnej przeglądarki, a obsługiwane są tylko Firefox, Opera i Chrome, których w najnowszych wersjach na pewno nie zainstaluję. Co teraz? Kupować nowy komputer?

Uwaga, uwaga, uwaga!
Wszystko co dalej napiszę, robisz na własną odpowiedzialność. Używanie bankowości internetowej czy jakichkolwiek innych serwisów zawierających dane finansowe i inne dane wrażliwe pod Windows XP jest wysoce niezalecane, ze względu na fakt, że system ten posiada niezałatane luki bezpieczeństwa, które mogą stać się furtką dla przestępcy w celu dokonania kradzieży, przejęcia tożsamości i innych działań na szkodę prawowitego użytkownika.

Przyjęte do wiadomości? Masz zabezpieczony system (aktualny i działający program antywirusowy, działająca zapora systemowa, zewnętrzny firewall sprzętowy)? Nie boisz się ryzyka? No to czytaj dalej.
 
Opisane poniżej czynności wykonuje się tak samo w przeglądarkach New Moon (oraz w oryginalnym Pale Moon), Serpent (Basilisk) i KM-Goanna (K-Meleon).
Załóżmy, że strona transakcyjna naszego banku ma adres: https://mojbank.com.pl. W pole adresowe przeglądarki wpisujemy: about:config. Ignorujemy pojawiające się ostrzeżenie utracie gwarancji, smokach czekających za drzwiami i innych takich, bo przecież my doskonale wiemy, co robimy! W polu wyszukiwania wpisujemy tekst: general.useragent.override.
Teraz już pewnie każdy się domyślił, co należy zrobić, a jeśli nie, to: klikamy prawym klawiszem myszy pozycję, dla której wartość zawiera „Firefox/99.9” i kopiujemy tę wartość do schowka (przyda się za chwilę).
Klikamy znowu prawym klawiszem myszy gdziekolwiek w głównym oknie i tworzymy nowy łańcuch znakowy
o nazwie: general.useragent.override.mojbank.com.pl. Jako wartość wklejamy zawartość schowka. Powinno wyjść coś takiego:
Od tej chwili przeglądarka będzie „przedstawiała się” naszemu bankowi jako hipotetyczny super-aktualny Firefox 99.9 (mam nadzieję że upłynie trochę czasu zanim oryginał dojdzie do tej wersji), co powinno umożliwić dostęp do serwisu.