Moja przygoda z Pocket PC zaczęła się
od tego, że potrzebowałem nawigacji samochodowej na wakacyjny
wyjazd. Znudziło mi się bowiem błądzenie według drogowskazów w
stylu: „jeśli chcesz dojechać do Warszawy, skręć na Łódź”.
Z uwagi na fakt, że z nawigacji korzystam raczej sporadycznie,
szukałem urządzenia uniwersalnego, które mogłoby się przydać
również do innych zastosowań. Równocześnie założyłem, że
koszt całości (sprzęt plus oprogramowanie nawigacyjne) nie może
przekraczać ceny najtańszych nawigacji typu „Biedronka”. Przy
takich założeniach wybór używanego Pocket PC z wbudowanym modułem
GPS narzucał się sam.
W tym miejscu pozwolę sobie na
dygresję. Przyjęło się dla niewielkich komputerków mieszczących
się na dłoni używać nazwy „palmtop”. Będę tego unikał,
gdyż firma Palm Computing rości sobie pretensje do używania tej
nazwy wyłącznie w odniesieniu do jej produktów. Z tego względu
będę konsekwentnie używał skrótu PDA (od Personal Digital
Assistant), lub nazwy Pocket PC na określenie PDA z systemem
operacyjnym Windows Mobile.
Pierwszym moim PDA był Navman PiN 570.
Dałem za niego 110 zł, oprogramowanie MapaMap kupiłem okazyjnie za
39 zł i w ten sposób udało mi się nie przekroczyć założonego
„biedronkowego” limitu. Urządzenia używałem jakieś dwa lata,
po czym się „posypało”: rozleciało się złącze systemowe,
bateria utraciła pojemność, na ekranie pojawiła się duża ilość
„martwych” pikseli. Stwierdziłem, że z tego już chyba nic nie
będzie (koszt naprawy przekroczyłby wartość urządzenia), kupiłem
więc kolejne: Mio 168 za... 90 zł. Jako oprogramowanie nawigacyjne
zainstalowałem Navigo 9i w wersji demonstracyjnej, rozprowadzanej z
gazetą „Rzeczpospolita”. Z tą „demówką”, która okazała
się pełnowartościowym programem, w dodatku z dostępną w okresie
trwania promocji bezpłatną aktualizacją map, przejeździłem ponad
rok.
W międzyczasie w moje ręce trafił
sprawny Acer N35, który jednak po bardzo krótkim czasie przestał
ładować baterię. Stwierdziwszy, że bateria jest sprawna i
podejrzewając jakieś uszkodzenie na płycie głównej Acer-a
(przeszukując Internet można się zorientować, że to dość
typowe uszkodzenie dla tego modelu) postanowiłem wykorzystać jego
części do regeneracji Navman-a (PiN 570 to klon Acer-a N35
produkowany na rynek brytyjski, więc wiele części pasuje).
Przełożyłem wyświetlacz i baterię, a uszkodzone łącze
systemowe zamieniłem na typowe mini USB. W ten sposób stałem się
posiadaczem dwóch sprawnych PDA.
Parametry techniczne obydwu urządzeń
są zbliżone:
system operacyjny: Windows Mobile 2003
procesor: Samsung 266 MHz (Navman), Intel XScale 300 MHz (Mio)
pamięć: 64 MB RAM, 32 MB Flash ROM
wyświetlacz LCD 3,5", 320x240 pixeli, 65536 kolorów
gniazdo rozszerzeń SD/MMC (SDIO)
komunikacja USB, IRDA (tylko Mio)
Zachodzi pytanie: czy dzisiaj Pocket PC
można jeszcze używać do czegoś poza nawigacją?
Zanim odpowiem, napiszę do czego moim
zdaniem używać ich nie należy. Otóż nie należy używać Pocket
PC do tworzenia i obróbki dokumentów biurowych, pomimo
standardowego wyposażenia ich w mobilne wersje Word-a i Excel-a.
Funkcjonalność Pocket Word-a nijak się ma „desktopowego” MS
Word-a, podobnie rzecz się ma z Pocket Excel-em. Ponadto nie da się
redagować dłuższych dokumentów bez korzystania ze standardowej
klawiatury. Problematyczne wydaje się przeglądanie stron
internetowych, pomimo obecności Pocket Internet Explorer-a, ze
względu na małą rozdzielczość ekranu, choć paradoksalnie
sytuacja zmienia się na lepsze z powodu powstawania coraz większej
liczby serwisów „mobilnych”, do przeglądania na smartfonach.
Nie widzę powodu, żeby z tego nie skorzystać. Nie da się używać
Pocket PC do rozpoznawania pisma odręcznego. Widziałem w jakimś
programie telewizyjnym, jak facet wyrzuca PDA, bo nie chciało mu się
uczyć specjalnego rodzaju pisma, które jest rozpoznawane przez
system. Nie dziwię się, mnie też się nie chce.
No dobrze: wymieniłem już większość
funkcji reklamowanych jako najwspanialsze, najbardziej nowoczesne,
przyszłościowe, na topie, „trendy” itp. itd. (wszystko w swoim
czasie oczywiście) zastosowania Pocket PC i twierdzę, że właśnie
do tego one się nie nadają (co zresztą stało się przysłowiowym
„gwoździem do trumny” ich popularności). Skoro tak, to do czego
ich w końcu używać i to do tego po latach?
Tak więc, po pierwsze, przestałem
nosić klasyczny „biznesowy” notatnik, na rzecz PDA. Rozmiary i
waga zbliżone, a informacji w komputerku zmieści się więcej.
Oczywiście notatek nie wykonuję „pismem odręcznym”, tylko przy
pomocy klawiatury wirtualnej (jeśli są krótkie), albo przy pomocy
dołączonego, zsynchronizowanego komputera PC. Ponadto korzystam z
terminarza, z funkcją przypominania o nadchodzących zadaniach na
głównym ekranie „today screen” (jest też sygnał dźwiękowy,
ale jeszcze nie zdarzyło mi się go usłyszeć, gdy komputerek jest
w torbie). Zainstalowałem kilka gier typu logicznego
(„zręcznościówki” mogłyby w krótkim czasie doprowadzić do
awarii urządzenia). Mogę używać komputerka w charakterze
odtwarzacza MP3, albo nawet odtwarzacza video (filmy w większości
przypadków wymagają konwersji, ale po przystosowaniu odtwarzają
się płynnie).
Wystarczy? Nie, bo dotychczas nie
napisałem o podstawowym w moim przypadku zastosowaniu PDA (poza
nawigacją), jakim jest czytanie eBook-ów.
Już słyszę protesty: jak to? Na
takim nędznym ekranie? Przecież do tego powinno się używać
dedykowanych czytników z wyświetlaczem opartym o technologię
elektronicznego papieru, z którymi nawet dobry tablet pod względem
jakości wyświetlania tekstu równać się nie może, a cóż
dopiero coś takiego?
Prawda, ale nie do końca.
Rzeczywiście, PDA nie nadaje się do odwzorowywania wyglądu
drukowanych publikacji na ekranie komputerka. Rozdzielczość
wyświetlacza jest na to o wiele za mała. Ale po co odwzorowywać,
skoro publikacja może być w formacie umożliwiającym dostosowanie
wyświetlania do możliwości ekranu? Takich formatów jest mnóstwo:
poczynając od „czystego” tekstu (TXT), poprzez RTF, DOC, MBP,
MOBI, EPUB itd. Jeśli zaś chodzi o popularny format PDF, często
można z niego wyodrębnić sam tekst.
To jest trochę tak, jak z książkami
drukowanymi. Do drukowanych na papierze A4 i (zwłaszcza) A5 jesteśmy
przyzwyczajeni, a że dobrze się one odwzorowują na ekranach E Ink
i lepszych tabletach, oceniamy te wyświetlacze jako „dobre”. Ale
przecież są jeszcze wydania „kieszonkowe” oraz „miniaturowe”
(teraz trochę straciły na popularności), a nawet te ostatnie dają
się czytać i mają swoje zalety (np. łatwość zabrania w podróż).
Podobnie eBook-i na ekranie Pocket PC „dają się czytać”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz