poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Komputer na dłoni

Moja przygoda z Pocket PC zaczęła się od tego, że potrzebowałem nawigacji samochodowej na wakacyjny wyjazd. Znudziło mi się bowiem błądzenie według drogowskazów w stylu: „jeśli chcesz dojechać do Warszawy, skręć na Łódź”. Z uwagi na fakt, że z nawigacji korzystam raczej sporadycznie, szukałem urządzenia uniwersalnego, które mogłoby się przydać również do innych zastosowań. Równocześnie założyłem, że koszt całości (sprzęt plus oprogramowanie nawigacyjne) nie może przekraczać ceny najtańszych nawigacji typu „Biedronka”. Przy takich założeniach wybór używanego Pocket PC z wbudowanym modułem GPS narzucał się sam.

W tym miejscu pozwolę sobie na dygresję. Przyjęło się dla niewielkich komputerków mieszczących się na dłoni używać nazwy „palmtop”. Będę tego unikał, gdyż firma Palm Computing rości sobie pretensje do używania tej nazwy wyłącznie w odniesieniu do jej produktów. Z tego względu będę konsekwentnie używał skrótu PDA (od Personal Digital Assistant), lub nazwy Pocket PC na określenie PDA z systemem operacyjnym Windows Mobile.

Pierwszym moim PDA był Navman PiN 570. Dałem za niego 110 zł, oprogramowanie MapaMap kupiłem okazyjnie za 39 zł i w ten sposób udało mi się nie przekroczyć założonego „biedronkowego” limitu. Urządzenia używałem jakieś dwa lata, po czym się „posypało”: rozleciało się złącze systemowe, bateria utraciła pojemność, na ekranie pojawiła się duża ilość „martwych” pikseli. Stwierdziłem, że z tego już chyba nic nie będzie (koszt naprawy przekroczyłby wartość urządzenia), kupiłem więc kolejne: Mio 168 za... 90 zł. Jako oprogramowanie nawigacyjne zainstalowałem Navigo 9i w wersji demonstracyjnej, rozprowadzanej z gazetą „Rzeczpospolita”. Z tą „demówką”, która okazała się pełnowartościowym programem, w dodatku z dostępną w okresie trwania promocji bezpłatną aktualizacją map, przejeździłem ponad rok.

W międzyczasie w moje ręce trafił sprawny Acer N35, który jednak po bardzo krótkim czasie przestał ładować baterię. Stwierdziwszy, że bateria jest sprawna i podejrzewając jakieś uszkodzenie na płycie głównej Acer-a (przeszukując Internet można się zorientować, że to dość typowe uszkodzenie dla tego modelu) postanowiłem wykorzystać jego części do regeneracji Navman-a (PiN 570 to klon Acer-a N35 produkowany na rynek brytyjski, więc wiele części pasuje). Przełożyłem wyświetlacz i baterię, a uszkodzone łącze systemowe zamieniłem na typowe mini USB. W ten sposób stałem się posiadaczem dwóch sprawnych PDA.

Parametry techniczne obydwu urządzeń są zbliżone:
system operacyjny: Windows Mobile 2003
procesor: Samsung 266 MHz (Navman), Intel XScale 300 MHz (Mio)
pamięć: 64 MB RAM, 32 MB Flash ROM
wyświetlacz LCD 3,5", 320x240 pixeli, 65536 kolorów
gniazdo rozszerzeń SD/MMC (SDIO)
komunikacja USB, IRDA (tylko Mio)

Zachodzi pytanie: czy dzisiaj Pocket PC można jeszcze używać do czegoś poza nawigacją?

Zanim odpowiem, napiszę do czego moim zdaniem używać ich nie należy. Otóż nie należy używać Pocket PC do tworzenia i obróbki dokumentów biurowych, pomimo standardowego wyposażenia ich w mobilne wersje Word-a i Excel-a. Funkcjonalność Pocket Word-a nijak się ma „desktopowego” MS Word-a, podobnie rzecz się ma z Pocket Excel-em. Ponadto nie da się redagować dłuższych dokumentów bez korzystania ze standardowej klawiatury. Problematyczne wydaje się przeglądanie stron internetowych, pomimo obecności Pocket Internet Explorer-a, ze względu na małą rozdzielczość ekranu, choć paradoksalnie sytuacja zmienia się na lepsze z powodu powstawania coraz większej liczby serwisów „mobilnych”, do przeglądania na smartfonach. Nie widzę powodu, żeby z tego nie skorzystać. Nie da się używać Pocket PC do rozpoznawania pisma odręcznego. Widziałem w jakimś programie telewizyjnym, jak facet wyrzuca PDA, bo nie chciało mu się uczyć specjalnego rodzaju pisma, które jest rozpoznawane przez system. Nie dziwię się, mnie też się nie chce.

No dobrze: wymieniłem już większość funkcji reklamowanych jako najwspanialsze, najbardziej nowoczesne, przyszłościowe, na topie, „trendy” itp. itd. (wszystko w swoim czasie oczywiście) zastosowania Pocket PC i twierdzę, że właśnie do tego one się nie nadają (co zresztą stało się przysłowiowym „gwoździem do trumny” ich popularności). Skoro tak, to do czego ich w końcu używać i to do tego po latach?

Tak więc, po pierwsze, przestałem nosić klasyczny „biznesowy” notatnik, na rzecz PDA. Rozmiary i waga zbliżone, a informacji w komputerku zmieści się więcej. Oczywiście notatek nie wykonuję „pismem odręcznym”, tylko przy pomocy klawiatury wirtualnej (jeśli są krótkie), albo przy pomocy dołączonego, zsynchronizowanego komputera PC. Ponadto korzystam z terminarza, z funkcją przypominania o nadchodzących zadaniach na głównym ekranie „today screen” (jest też sygnał dźwiękowy, ale jeszcze nie zdarzyło mi się go usłyszeć, gdy komputerek jest w torbie). Zainstalowałem kilka gier typu logicznego („zręcznościówki” mogłyby w krótkim czasie doprowadzić do awarii urządzenia). Mogę używać komputerka w charakterze odtwarzacza MP3, albo nawet odtwarzacza video (filmy w większości przypadków wymagają konwersji, ale po przystosowaniu odtwarzają się płynnie).

Wystarczy? Nie, bo dotychczas nie napisałem o podstawowym w moim przypadku zastosowaniu PDA (poza nawigacją), jakim jest czytanie eBook-ów.

Już słyszę protesty: jak to? Na takim nędznym ekranie? Przecież do tego powinno się używać dedykowanych czytników z wyświetlaczem opartym o technologię elektronicznego papieru, z którymi nawet dobry tablet pod względem jakości wyświetlania tekstu równać się nie może, a cóż dopiero coś takiego?

Prawda, ale nie do końca. Rzeczywiście, PDA nie nadaje się do odwzorowywania wyglądu drukowanych publikacji na ekranie komputerka. Rozdzielczość wyświetlacza jest na to o wiele za mała. Ale po co odwzorowywać, skoro publikacja może być w formacie umożliwiającym dostosowanie wyświetlania do możliwości ekranu? Takich formatów jest mnóstwo: poczynając od „czystego” tekstu (TXT), poprzez RTF, DOC, MBP, MOBI, EPUB itd. Jeśli zaś chodzi o popularny format PDF, często można z niego wyodrębnić sam tekst.

To jest trochę tak, jak z książkami drukowanymi. Do drukowanych na papierze A4 i (zwłaszcza) A5 jesteśmy przyzwyczajeni, a że dobrze się one odwzorowują na ekranach E Ink i lepszych tabletach, oceniamy te wyświetlacze jako „dobre”. Ale przecież są jeszcze wydania „kieszonkowe” oraz „miniaturowe” (teraz trochę straciły na popularności), a nawet te ostatnie dają się czytać i mają swoje zalety (np. łatwość zabrania w podróż). Podobnie eBook-i na ekranie Pocket PC „dają się czytać”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz